Ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Niby wszystko w survivalu jest jak jazda na rowerze. Raz się nauczysz i zostaje na całe życie. No właśnie, niby. Żeby być w czymś dobrym trzeba szlifować swoje umiejętności cały czas. Skracać czas potrzebny na wykonywanie zadań, zmieniać konfiguracje, no i zaskakiwać samego siebie.
A jak to zrobić ? Bardzo dobrym elementem ćwiczeniowym są długie marsze o których już tutaj na łamach bloga wspominałem. Uczą bardzo dużo. I o sprzęcie i o mapie , ale przede wszystkim o sobie. Tym razem jednak postanowiliśmy poćwiczyć zupełnie inaczej.
Ostatnio pojawiły się tzw. Biwaki minimalistyczne. Czyli biwak, na który zabierasz jak najmniejsza ilość przedmiotów. Takie ćwiczenie też uczy. Dużo ludzi przywiązuje się do sprzętu. Do gadżetów. Do ubrań i materialnych rzeczy. To nie prawda że my tez się do tego przywiązujemy. Dziś mam to jutro coś innego. Nie liczy się marka, twórca czy materiał. Liczy się użytkownik. A im on będzie bardziej doświadczony tym lepszego narzędzia będzie dla siebie poszukiwał. Aż znajdzie swego Grala. I wtedy to nie będzie gadżeciarstwo. To będzie zlepek potrzeb na podstawie których użytkownik wybrał jakiś produkt. To tak jak z tym cholernym Pencottem. Nosiliśmy już wszystkie kamuflaże. I wiemy jak działają. Pojawiło się coś nowego..trzeba spróbować.
A teraz wracamy do ćwiczeń. Jak więc sobie utrudnić biwak minimalny? My postanowiliśmy przed noclegiem, zmęczyć się pływaniem kajakiem. Pogoda pomogło bo padało, wiało i było raczej nieprzyjemnie jak na spływ kajakowy. Plan był taki żeby się jak najbardziej upodlić. Samo biwakowanie z nożem i kilkoma gratami przez 24 godziny nie są problemem. Problem jest jak masz mało czasu na zbudowanie schronienia, jak pada, jak jest zimno, jak jesteś mokry i zmęczony.
I tak sobie to zaplanowaliśmy.
Wystartowaliśmy praktycznie z samego Centrum Częstochowy. Do godziny 18-te zrobiliśmy prawie 23 kilometry rzeką. Czyli jak na ta porę roku, stan wody i kilka przeniesień kajaku-całkiem przyzwoicie. Podczas spływu spotkał nas silny wiatr wsteczny do tego żeby było mało spadł deszcz i na kumulację jeszcze śnieg i grad. I tak na przemian. Na szczęście pod koniec w marę się wypogodziło to chociaż kurtki nam trochę przeschły. W kajaku jak to w kajaku, wody od groma, spodnie przemoczone, buty lekko, rękawiczki nomexowe też mokre i ogólnie syf.
Zaraz po zmroku zaczęliśmy poszukiwać gęstwiny na spędzenie noclegu. Po jakimś czasie znaleźliśmy mocną głuszę, w której nie wiało i materiału na budowę schronienia było pod dostatkiem.
Teraz najtrudniejszy element. Do budowy naszego schronienia mieliśmy tylko folię NRC (albo AŻ) tyle że folia malutka, i delikatna a miał wiać i mocno padać. Mieliśmy też kilka metrów sznurka.
Folię zabraliśmy dlatego że wiedzieliśmy że będzie padać. W innym wypadku nie było by szans na zbudowanie suchego schronienia.
Zresztą, jakie one tam suche. Po ciemaku, z jedną maczetą i piłą z kawałkiem sznurka i w godzinę zbudowaliśmy przytulne i ciepłe schronienie…ale nie suche ;-) Jakiś palant tak zaprojektował folię że zawsze wstają mi spod niej nogi. I tym razem też tak było. Nie żebym marudził. Nie, nie. No i wiedzieliśmy że tak będzie. Taka karma. Przyzwyczailiśmy się.
Zaraz ktoś napisze…nie umiecie zrobić schronienia.
Niestety. To było najlepsze schronienie na jakie było nas stać w tamtym momencie. W tyłek mokro, w stopy mokro, rękawice mokre, zimo. I do tego jeszcze śnieg.
Mimo wszystko noc spędziliśmy miło. Było ciepło w brzuszek i plecki. Tylko zimno w stopy. Standard, jak idzie się na kajaki bez śpiwora. Małe ognisko tak było sprytnie zaplanowane że dawało ciepło przez całą noc. I do ogrzania dwóch osób wystarczy nam jeden susz.
Rano pobudka przed 6. Pakowanie zajęło nam 3 sekundy, jako że spaliśmy w ubraniach a nerki ze sprzętem mieliśmy pod głowami. Na śniadanie kakao z racji francuskiej i heja do kajaka.
PS. Spływ kajakiem odbył się na tydzień przed szkoleniem zaawansowanym. Czyli łącznie w ciągu 8 dni prawie trzy noce spędziliśmy przy ognisku bez śpiwora ;-)
Ale idzie lato..czuję to w kościach ;-)
4 komentarzy
Jaki minimalizm… „Harnasia” widzę…. ;)
minimalizm tylko w spaniu ;-)
Co to za nożyk wbity w stół (owinięty linką). Nie jest to wasz „neck” mod 0.5 , ani tlimowy bushneck,
a podoba mi się bardzo. Cóż to więc takiego?
to jasiu
http://supertac.pl/custom-janusz-yahoo-bladowski/