Spartańskie wychowanie
Ostatnio po raz kolejny media zaatakowały rodziców i ich sposoby wychowania. I na pewno nie po raz ostatni. Media są jak chorągiewka na wietrze. Jak im pasuje to sytuacja jest zła, jak im nie pasuje to dobra. Musicie uważać co czytacie i co oglądacie.
A najważniejsze musicie sami z tego wyciągać wnioski.
A teraz do meritum.
Sprawa się rozchodzi o wychowanie. Wychowanie dzieci. Przy okazji ojca, który zabrał 4,5- letniego syna na noc do lasu i został przyłapany na tym przez osoby postronne, pojawia się pytanie jak wychowywać swoje dzieci. Obok ojca survivalowca mamy ostatnio przykład ojca debila, który znów zabrał swojego 5- letniego syna na Orlą Perć w Tatrach. Jak widzicie to dwa osobne i skrajne przypadki.
Ale który jest bardziej niebezpieczny? Który naraża życie dziecka, rodzica i osób postronnych? Czy policjanci łażący po parku w poszukiwaniu szałasu, są narażeni na utratę zdrowia i życia? Czy może to ratownicy z TOPRU lądujący śmigłowcem na przełęczy, zabierający ojca i syna sprzed łańcuchów?
Czy tutaj wszyscy są normalni? W jednej sprawie Pan policjant mówi że puszczają ojca wolno i nie ma tematu a w drugiej sprawie „sprawę zbada prokuratura”?
Gdzie logika?
Ja szybko to podsumuję;
Pan z dzieckiem na Orlej perci płaci za śmigłowiec bo jest upośledzony żeby tam zabierać małe dziecko, a Pan z parku może zapłacić za niszczenie terenu zielonego, łamanie gałęzi i rozbicie biwaku w miejscu niedozwolonym. Jednak w obu przypadkach tylko jednej osobie powinien przyjrzeć się kurator rodzinny, lub na przykład psycholog. I to każdy czytający już wie której.
Nie zdziwiło Was nigdy że aby prowadzić samochód trzeba zdobyć uprawnienia, a żeby zostać ojcem lub matką nic nie trzeba? A jak źle będziemy jeździć samochodem to nas co najwyżej strąbią lub dostaniemy mandat, a jak źle wychowamy dzieci to zepsujemy im życie? Może trzeba by jakoś tego nauczać gdzieś ?
No dobra..ale co z tym wychowaniem. Zakładam że obaj panowie chcieli dobrze dla swoich synów. W tym wieku ojciec jest bohaterem dla swojej pociech, a one nie widzą że coś jest nie tak. Skoro tata mówi że wchodzimy na Orlą Perć to syn mówi ; jejeku Tato jak fajnie. I nie wie czy to jest bezpieczne, złe, nieodpowiednie itp. Gdybyście powiedzieli swoim pociechom w wieku 3-5 lat żeby włożyli dłoń do garnka z wrzątkiem to co by zrobili? Jak myślicie? Zawahaliby się widząc waszą uśmiechniętą twarz? Nie. Wsadzili by tam swoją łapę bo tak powiedział tata, a tata się zna.
Do ognia nie wsadzą. Dlaczego? Bo już wiedzą i czują że to jest niebezpieczne. Czyli pierwsza sprawa-dziecko ufa rodzicu i to rodzić steruje całym ich poznawaniem świata (do czasu przedszkola, szkoły, babci rozpieszczającej itp) I to rodzić ma jedyną niepowtarzalną szansę na to by pokazać dziecku to co uważa za ciekawe, rozwijające i nauczające. Myślicie że zrobi to za Was Pani przedszkolanka lub Pani wychowawczyni w szkole? Nigdy w życiu. Te Panie mają nauczyć dzieci czytać pisać i działać w zespole. Nic więcej nie wyniesie się ze szkoły. Teoretycznie. Bo każda społeczność czegoś uczy, każdy dzień w przedszkolu i szkole czegoś uczy. Ale to nie zasługa systemu czy Pani przedszkolanki To zasługa działania w grupie, w małej ilości zabawek, w dzieleniu się, w wykonywaniu prac szkolnych itp.
Tak samo działa harcerstwo.
Służyłem nieprzerwanie w ZHP od 1988 do 2001 roku. Później po wojsku jeszcze kilka lat, ale już mniej intensywnie. Czy myślicie że harcerstwo nauczyło mnie życia? Życia znaczy czego? Jak radzić sobie w rodzinie? Jak nie kłócić się z żoną? Jak szybko spać jak ma się dwójkę małych dzieci? Jak nie ulegać w pracy? Jak wypełnić PITa, jak wyliczać VAT? Jak wybrać szkołę, studnia? Jak kupić niebity samochód? Tego nie uczy szkoła tego nie uczy harcerstwo. Harcerstwo uczyło zaradności, pracy w grupie, dzielenia się, opieki nad innymi, i rozwiązywania rzeczy które wydają się trudne.
Czy zatem harcerstwo albo jakikolwiek inny czynnik społeczny (klub sportowy, muzyczny itp) może być czymś lepszym niż nauka ojca i matki?
Jeśli ojciec i matka nie przykładają się do wychowania dziecka to oczywiście że tak! Jeśli dziecko zauważa że rodzice nim nie są zainteresowani, że nie pokazują im rzeczy które chcą, że nie zajmują się nimi, to dziecko ucieka ze swoimi problemami gdzieś indziej. I tylko trzeba mieć szczęście żeby to była jakaś rozwijająca grupa społeczna, a nie kibole czy narkomani.
Ale wróćmy do naszych małych cztero i pięciolatków.
Jak więc wychować nasze dzieci żeby nie były ciotami. Przecież każdy rodzić nie chce żeby jego dziecko było mazgajem i uważa że jego dziecko jest najlepsze. Zawsze.
Ale tak nie jest. Po pierwsze nie dajemy dziecku możliwości poznania świata. A taki świat odkrywa się własnymi rękoma. I najlepiej z ojcem i mamą. Jak? Zabierz dziecko wszędzie tam gdzie może się czegoś nauczyć (oczywiście z głową, nie na Orlą perć! Ale na biwak do lasu? Czemu nie?).
Pokazuj dziecku nowe rzeczy które rozwijają jego wyobraźnie.
Niech samo myśli jak działa dana rzecz, jak to jest zrobione i jak to zepsuć. Tak właśnie. Przypomnijcie sobie jak uwielbialiście psuć zabawki. Oj nie..wiem że się nie przyznacie. Ale każdy zawsze próbował zajrzeć do środka i sprawdzić ; jak to gra i jak to się kręci. Tak samo z życiem. Moje dzieci jeżdżą samochodem ze mną i starają się zrozumieć jak działają biegi, kierownica i kierunkowskazy. Oczywiście nie jeżdżą po ulicy. Tylko wtedy gdy jesteśmy w lesie, na bocznej drodze czy gdzieś gdzie jest bezpiecznie. Każda nowa rzecz powoduje że dziecko jest zainteresowane i kocha was za to że pokazujecie im takie rzeczy. To Wy jesteście kustoszem tego parku nauki. Wy ich zaskoczcie…nie Pani w przedszkolu.
Daj się dziecku brudzić.
Szczęśliwe dziecko to brudne dziecko. Znacie to? Wiem wiem, matki już patrzą na to spode łba. Co za kretyn. Ja cały dzień przy prasowaniu, kupa prania a on każe się ubrudzić? Debil.
No właśnie nie. Dzieci nie mogą być hamowane podczas zabawy. Nie możemy im co kilka minut zakazywać czegoś tylko dlatego że się ubrudzą. Jak się ubrudzą to się umyją. Po pierwsze nabywają naturalnej odporności. Brud na dłoniach w buzi i we włosach powoduje że za którymś tam razem nasze dziecko po prostu przestanie chorować. Gdy będziemy je trzymać pod kloszem to po pierwsze będzie mazgajem, a po drugie nie nabierze naturalnej odporności. A buty ? Bluzka? To nie dawajcie mu na dwór czy do lasu ładnych nowych czystych i pachnących ciuszków prosto z galerii z najnowszym Kubusiem Puchatkiem. Dziecko łatwo przekonać że może założyć inną bluzę czy kurtkę. To wy jesteście ich pierwszymi instruktorami musztry i survivalu. Przecież Wy wiecie lepiej w czym hasać po lesie
Drzewa i trzepaki
Magiczny małpi gaj dla prawdziwych małp. Kto nie hasał po drzewach i nie lubił bujać się na trzepaku to niech od razu skończy czytać. Nie ma już dla niego ratunku.
Wysokość i zdobywanie to kolejna rzecz którą uwielbia każde dziecko. To jak z wyścigami. Kto nie lubi się ścigać? Tylko Barbie. A każdy chłopak i mała dziewczyna uwielbia się ścigać. A ściganie to nic innego niż zdobywanie. A włażenie na trzepak to zdobywanie. Patrz Tato..jak wysoko wsedlem! Tak właśnie. Jak nie ma trzepaka to są drzewa. Tak wiem. Drzewa są niebezpieczne. Ale kurka co jest bezpieczne? Co dziś jest bezpieczne? Nic. Czy wchodzenie na drzewa może być bezpieczne? A może jak tata będzie pilnował i pokaże kilka sztuczek, jak podsadzi i będzie dozował wysokość. Jak będzie chwalił że dziś to tak wysoko wszedłeś, a za miesiąc to już chyba na sam czubek? Pozwólmy więc dzieciom łazić przez płoty, po trzepakach i po drzewach. Jak spadną ..to wasza wina. I nie dlatego że spadły..tylko dlatego że nie nauczyliście ich jak się włazi na drzewa.
Noże i inne niebezpieczne czynności
Każde dziecko wcześniej czy później zrobi sobie krzywdę. Pytanie tylko kiedy. Jak tak siądziecie i się zastanowicie to na pewno wśród waszych znajomych na pewno były jakieś przypadki mega kosmiczne. Rozbita głowa, szpital, złamania, pogotowie. To jest normalne. Gdzie drwa rąbią tam wióry lecą. Tak samo jest z dziećmi. Pierwszy nóż dziecko może dostać w wieku 5 lat. I to tylko zależy od Was. Może później a może wcześniej. To Wy decydujecie. Ale zaraz, zaraz? Po co dziecku nóż? Hmm no tak. Zapomniałem że to blog gościa od survivalu i harcerstwa. No właśnie. Choć z drugiej strony przecież sami też graliście w noża ?
A jeśli nie graliście to spójrzcie na to z innej strony. Poprzez danie dziecku niebezpiecznego narzędzia uczycie go odpowiedzialności i rozwagi w działaniu. To też nie jest tak że daje synowi nóż i on sobie hasa z nim po domu. Oooo nie. Nóż ma. Ale nóż trzyma tata. Gdy razem jadą do lasu to nóż syn dostaje i nosi na pasku. A jak tata powie że tniemy to syn wyciąga nóż i pod kontrolą taty tnie. A gdy syn nie słucha to noża nie ma i koniec. Więc syn który chce mieć swój nóż-musi słuchać taty. Prosta sprawa. Zero-jedynkowa. Słucham dostaję- nie słucham -nie dostaję. A każdy chłopak chce mieć nóż. On jest mu do niczego nie potzrebny. Ale wtedy mały człowiek czuje się kimś innym. Bohaterem. A jak tata powie jeszcze; synu przetnij tutaj sznurek bo nie możemy rozłożyć namiotu
-syn przetnie
a tata dalej
-o widzisz jaka pomoc jest z naszego syna? Dzielny, odpowiedzialny i do tego umie pomóc.
Myślicie że jakiego kolory będą wypieki na twarzy syna?
A jak nie chcesz dawać synowi noża to daj mu latarkę, kompas, pas, ładownice, mapę..cokolwiek co pomoże mu czuć że mu ufasz i że on już nie jest małym dzieckiem. Bo nóż to odpowiedzialność. Bo to pierwsze narzędzie, które służy do wszystkiego. I jest jego. Dziecka.
Ogień
Kolejny wrażliwy temat. Dziecko to mały prehistoryczny zwierz którego trzeba ukształtować. To współczesny Tarzan przygarnięty przez małpy. Musisz go nauczyć tego małpiego języka. A jednym z najlepszych nauczycieli jest ogień. Pradawny, kultowy, niesamowity ale też niszczycielski. Ogień czaruje każdego. Lubimy siedzieć przy ogniu bo siedzi to w naszych genach. To dla nas naturalne. Hipnotyzuje nas. A wyobraź sobie jak hipnotyzuje dzieci. Najstraszliwsza rzecz na świecie ujarzmiona u stóp małego dziecka. I to rozpalona przez niego samego. To ono decyduje czy i kiedy rozpalić ogień. Niszczycielska siła którą ma mały człowiek w rękach.
Palenie ogniska jest przyjemnością. Po pierwsze kontakt z naturą, naturalne upierdolenie się węglem drzewnym i innymi parchami, kiełbasa z ogniska samodzielnie upieczona..mniam. Ogień jest czarodziejski i możliwość palenia go razem z Tatą lub Mamą powoduje że znów mamy naukę odpowiedzialności.
Odpowiedzialność za swoje czyny i konsekwencja w działaniu
Tak. Najgorsza rzecz w wychowaniu. To dlatego wiele tych naszych dzieci jest takich jakich jest. Bo zakazuje im czegoś, czymś ich straszycie, oni mimo to robią tą rzecz..a Wy nie wyciągacie od nich żadnych konsekwencji. Skoro czegoś zakazuję;
-
Tłumaczę dlaczego. Dla dziecka nie ma czegoś takiego jak nie bo nie. Nie, ale dlaczego nie. Nie teraz bo.. nie dziś bo…nie to bo..nie w ten sposób bo…. trzeba poświęcić minutę z życia na to aby dziecku wytłumaczyć dlaczego nie. I wtedy jest szansa że zrozumie. A gdy nie zrozumie to jest kara. Tak Kara. Kara w wychowaniu gra ogromną rolę. Jak słyszę o wychowaniu bezstresowym to mnie śmiech ogarnia. Dzieci które są wychowywane w ten sposób nie poradzą sobie w życiu. Wszystko zweryfikuje rynek pracy. Nikt nie chce niezdyscyplinowanego i niepoukładanego pracownika. Spójrzcie na to właśnie z tej strony. Zatrudnilibyście kogoś kto jest niepunktualny i niezdyscyplinowany? A przecież takie rzeczy wychodzą właśnie z tego że w młodości nikt nam na to nie zwracał uwagi. W domu nikt nam nic nie każe, w szkole wszystko zlewamy, nikt nie ma nad nami kontroli….a społeczeństwo nagle też was nie pokocha. Nie umiesz powiedzieć dziękuje i przepraszam? To jesteś niewychowanym chamem. A kto uczy mówić dziękuję i przepraszam? Nauczyciel? Tata i Mama. Więc kółko się zamyka. Kara musi być. Najpierw powiedz co trzeba zrobić lub czego nie wolno robić. Później określ rodzaj kary jaki będzie przysługiwał za wykonanie lub niewykonanie zadanie. To są proste rzeczy , ale kluczowa jest konsekwencja. Prosty przykład;
-posprzątaj w pokoju.
-Ale mamoooo.
- Posprzątaj w pokoju.
- Mamo nie chce mi się
- Słuchaj..ostatni raz powtarzam posprzątaj w pokoju bo wyłączę Ci telewizor.
I dajesz dziecku czas na posprzątanie. Nie posprzątane? Cyk telewizor i po kłopocie. Niech płacze i wierzga nogami. Nie ma znaczenia. Było zadanie, było oznaczona kara i później jest konsekwencja w działaniu. Bo inaczej to dziecko zauważy że mimo że coś mu każemy to nic z tego nie ma? Nie ma kary? To po co sprzątać? Oczywiście cała sytuacja może wyglądać inaczej.
- Posprzątaj i pójdziemy na dwór na rower
- Oooo mamo…. itp.
Nie posprzątane? Nie idziemy na rower. Nie ma kopniaka nie ma szturchnąć. Jest czysty układ. Robisz coś dobrze-wszyscy są dla ciebie dobrzy. Robisz coś źle -nic nie masz. Jak w życiu.
Czasem działa to tak; jak spadniesz z drzewa to masz karczycho albo lepę. Nie tato..nie spadnę. Oczywiście jak spadnie to płacze i boli go tyłek..wtedy nie ma karczycha i lepy ;-)
-
zasady. W moim domu na półkach leżą ostre noże, karabiny walają się po podłogach a w szafie mam dużo innych zabawek. Podobnie jak z karą układ jest prosty. Dzieci-to jest szafa taty i nie wolno tam zaglądać? Jasne? Ale dlaczego? I wracamy do punktu wyjścia. Trzeba wytłumaczyć dlaczego. Trzeba pokazać że nóż jest ostry, jak można sobie wybić oko nożyczkami czy jak działa piecyk gazowy. I dziecko będzie wiedziało dlaczego tam nie wolno zaglądać. Nie dlatego że to jest tajemnica, tylko dlatego że tam są niebezpieczne rzeczy. A tajemnie dzieci uwielbiają. ;-)
Nauka poprzez zabawę
Ostatni punkt mojego wywodu o wychowaniu. W każdej jednej rzeczy starajmy się coś przekazywać dzieciom. Nawet w banalnych sprawach niech nasze dzieci się rozwijają. Nie czekajcie aż ktoś ich tego nauczy. Ja się ciesze że mój ojciec był ślusarzem i to dzięki niemu umiem tyle rzeczy mechanicznych. Może niekoniecznie umiał je przekazać, ale jakoś się udało. Matka znów była krawcową i to też dzięki niej umiem szyć. Wiecie ile trzeba się uczyć samemu takich rzeczy? Nie każde dziecko będzie chciało się nauczyć szyć (na pewno nie w wieku 4-5 lat, ale moja 8 letnia córa już by coś chciała) ale są inne rzeczy które się przydają w życiu. No chyba że macie nieciekawe życie i nieciekawą pracę. Wtedy rzućcie to w cholerę i zajmijcie się czymś ciekawym. Czymś z czego będziecie zadowoleni i będziecie się mogli pochwalić swoim dzieciom. Z drugiej strony powiedzieć dziecku..hej tata cię nie nauczy chodzić po drzewach, ale mam tutaj tysiaka i pojedziemy do kogoś kto na nauczy razem, też jest dobre ;-)
Na koniec dwie uwagi. To Wy decydujcie co jest dobre a co złe dla naszych pociech. Nie odstawiajcie ich w kąt. One potrzebują czas. Waszego cennego czasu. A tego nikt dziś nie ma. Więc gospodarujcie nim mądrze. I druga sprawa. Jak kurka mogą się wypowiadać o wychowaniu dzieci ludzie którzy nie mają dzieci? Pełno teraz w internecie wywodów ludzi którzy w życiu nie mieli problemów z przespaniem nocy przez małego smyka który ma gorączkę. Ja wiem że nie trzeba mieć raka żeby leczyć raka, ale w przypadku dzieci to akurat jest ciut łatwiejsze. Ja nie wychowałem jeszcze swojej dziatwy na porządnych ludzi, ale wychowywałem przez lata harcerzy, strzelców i trochę wojska. I jakoś szło. I nikt się nie żalił. A dziś wyrośli na porządnych ludzi.
Pytania ?
To do roboty!
PS, Wszystkie zdjęcia są moje i przedstawiają moje dzieci.
49 komentarzy
No w końcu jakiś normalny komentarz do całej sytuacji, a nie chęć zabłyśnięcia w mediach, lub inne pieprzenie :)
;-)
Paweł w 100 a nawet 200% Cię popieram. Dobrze napisane :)
Ze zdjęć niezbicie wynika, że próbowałeś wielokrotnie pozbawić życia swoje dzieci. Na szczęście były to próby nieudane. Myślę, że spokojnie załapiesz się na wyrok 25 lat. A jak Navala powołają na eksperta, to dożywocie masz gwarantowane. Bezpieczny survival dla dzieci to playstation i filmy Beara Gryllsa. W ten sposób wychowasz swoje dzieci na mądrych i dzielnych stróżów prawa oraz ojczyzny.
PS. Ja już jestem spakowany i rozglądam się za dobrymi adwokatami i jakąś małą wyspą na Pacyfiku.
To wszystko photoshop. Chyba nie sądzisz Staszku że zabrałem dzieci do prawdziwego lasu ? Na takie niewygody bym ich nie naraził.
Pozdrawiam ;-)
Super, podpisuję się pod tym obiema ręcami :) mam 3 dzieciaków małych i mam dokładnie takie samo podejście. Może to kwestia zapieprzania po drzewach w lasku żeby zdać na kolejną odznakę małpy w wieku 6 lat, a może co innego. W każdym razie wg. mnie tak to powinno wyglądać i basta! Pozdro.
Oj to mnie też prokurator szuka bo na ostatnim biwaku moja pociecha została ugryziona przez straszliwego komara gatunku nadjeziorus pospolitikus, co z pewnością naraziło moje dziecko na stres a nawet stanowiło zagrożenie życia. Następnym razem zostawię córę u babci niech się kisi przed telewizorem.
Nie mam dzieci, ale jestem wujem trojga i zachęcam mojego brata do wychowywania w podobny sposób jaki opisujesz. Bravo za artykuł. Świetnie napisany. Czytałem z bananem na twarzy przypominając sobie swoje dzieciństwo i wchodzenie na czubki drzew.
Popieram w 100% to co napisałeś. Dziś dzieci są więźniami we własnych domach! Rodzice z wygody? braku chęci nie pokazują dzieciakom tego, co najfajniejsze! My naszym córkom pokazujemy wszystko i pozwalamy na wiele – wychodzimy z zasady – jak się sama nie przekona to się nie nauczy! Nogi maja poobijane, czasami wracają do domu czarne od piachu, a ubrania to tylko ubrania – upiorą się. Ale to może moje harcerskie zaszłości?
Nie ma znaczenie skąd są zaszłości ;-). To nasze dzieci i muszą być wychowywane tak żeby były dobrymi ludźmi. A jak to robić ? To już inna sprawa. Zdaje mi się że model „harcersko-spartański” będzie tutaj najlepszy ;-)
Pozdrawiam
Dobry artykuł – dziękuję! I te zdjęcia!
W 100% sie zgadzam! super napisane!
Swoją droga 80% rodziców gania za kasa i swoimi sprawami nie poświęcając maluchom czasu! same sie zajmą soba przed TV czy komputerem.
A cała zabawa polega aby robić cos razem!!!
Nawet granie wspólne w gry video tez może czegoś uczyć malucha, i wzmacnia autorytet rodzica.
(I nie chodzi mi o godzinne ślęczenie przed TV czy komputerem – wystarczy 30 min ale RAZEM!)
To wlasnie ten czas i ta uwaga bedzie potem bardzo doceniana…
PS: ( sam mam 3-jkę i każde jest troche inne i ma inne zainteresowania ale jakoś dajemy radę)
Bo najlepszymi matkami są… ojcowie :-)
dobre!
Bardzo dobry tekst. Szacunek się należy, że pisząc go zdecydowałeś się poświęcić kawałek swojej prywatności. Pozdrawiam.
A dziękuję !
cześć czy to jaskinia Berkowa?
oczywiście popieram i świetnie się czyta ale jedna uwaga z całą sympatią.
Niesamowite wyżyny, płaskowyż demagogii autor osiąga pisząc
„A jak źle będziemy jeździć samochodem to nas co najwyżej strąbią lub dostaniemy mandat, a jak źle wychowamy dzieci to zepsujemy im życie? Może trzeba by jakoś tego nauczać gdzieś ?”
źle jeżdżąc autem możemy komuś zepsuć życie nieodwracalnie i błyskawicznie. Rozumiem że tempo argumentacji wymagało takiego przedstawienia sprawy ale jeżeli ktoś np. dopiero wyrabia sobie zdanie a jest przy tym rozpatrującym argumenty uczciwym czytelnikiem to właśnie zapaliła mu się wielka czerwona lampa z napisem „FARMAZON ALERT”
hej
Jaskinia to Towarna/niedźwiedzia w górach Towarnych pod Częstochową.
Co do jazdy samochodem. Można jeździć źle i można jeździć niebezpiecznie. To są dwie różne rzeczy. Oczywiście się zazębiają
Dobry tekst, trafne uwagi. Tylko niefajnie zgrzyta sformułowanie „…żeby nie były ciotami.”. Można przecież użyć słowa, które nikogo nie uraża i nie piętnuje negatywnie ludzkiej odmienności.
No można. Ale to jest dosadniejsze ;-)
Mnie się podoba piętnowanie odmieńców. Szczególnie tych krzywdzących siebie i innych na dłuższą.
ooo… a jednak są jeszcze normalni ludzie na ty świecie…
Przywracasz wiarę, że są jeszcze normalni ludzie w tej naszej „Polsce”.
Dzięki za ten tekst, trafne podsumowanie, które trafia też w moje podejscie.
To dobry i adekwatny do wieku, o którym piszesz, model wychowania. I jedyne o co można się sprzeczać to szczegóły. Dlatego chciałbym, odnosząc się do tego, co napisałeś, poczynić pewną dygresję, luźno związaną z głównym tematem, i zapytać: Skąd ta gloryfikacja rynku pracy? Rynek preferuje ludzi o mentalności niewolników. Jestem przekonany, że nie takimi chciałbyś widzieć swoje dzieci. Rynek niczego nie weryfikuje. Rynek kształtuje bardzo ściśle określone postawy. Zdyscyplinowany, czyli pozbawiony własnego światopoglądu, bierny konformista, którego wola jest tożsama z wolą szefa. Elastyczny, czyli gotowy pracować 10, 12 lub 16 godzin dziennie, w niedziele i święta, by bogaci stali się jeszcze bogatsi, bo przecież cztery jachty to za mało. Elastyczny, czyli zawsze gotowy zmienić zajęcie pod dyktando koniunktury. Punktualny, bo przecież musisz sprzedać komuś siebie w określonych godzinach, żeby się wyżywić i zapewnić byt rodzinie. Oto ideał rynku pracy.
Rynek pracy oczekuje od Twoich dzieci, że wybiorą zajęcie według potrzeb wielkich korporacji, nie według swoich zainteresowań i predyspozycji. Rynek oczekuje od Twoich dzieci, że będę pracować możliwie ciężko i bez satysfakcji. Rynek oczekuje od Twoich dzieci, że będę brały 30-letnie kredyty, by banki mogły osiągnąć założone zyski.
Wydaje mi się, że rozumiesz, co usiłuje Ci przekazać. W końcu sam nie bez powodu robisz to, co lubisz w ramach własnej firmy, zamiast tracić czas i godność na etacie.
Świat jest zdominowany przez nieliczący się z człowiekiem kapitalizm i toksyczny konsumpcjonizm. Zamiast współpracy, o której piszesz, mamy konkurencję i troskę materialny status. Zamiast zwykłych międzyludzkich relacji społeczeństwo duchowo martwych, płatnych niewolników.
Podsumowując, uważaj do jakiego boga się modlisz, bo rynek może bardzo szybko i łatwo przekreślić wszystkie plany Twoich dzieci i uczynić ich życie dalekim od szczęśliwego. A czy nie tego tylko chcemy dla swoich dzieci? By były szczęśliwe?
Ta dygresja to esencja współczesności. Dobrze napisane!
Rynek pracy to nie tylko stanie za kasą w markecie. Są też ludzie prowadzący swój biznes, jest też kadra zarządzająca. Są i samorządowcy, i politycy, i naukowcy, i lekarze, i artyści… Jak się dobrze zastanowić, to rynek pracy raczej nie potrzebuje „niewolników” – to jakiś mit. Nie wiem, czy wymyślili go ludzie, którym nie wyszło i mają taką pracę, czy drobni przedsiębiorcy, którym może rzeczywiście potrzeba takich pracowników.
Taki artykuł nie dość że czyta się z uśmiechem na twarzy, to jeszcze na dodatek przypomina „zapach dzieciństwa”. W naszym chorym kraju ojciec który tuli publicznie swoją pociechę może być posądzony o molestowanie… zabierze syna do lasu- „nieodpowiedzialny głąb”. Wpajasz dziecku czym jest patriotyzm- naziol… Ja osobiście jeszcze pamiętam czasy gdy w szkole uczyli czym jest patriotyzm i oddanie ojczyźnie, teraz media wykreowały patriotyzm jako ksenofobię czy kryptopedziów TFU! System dąży do totalnego odmóżdżenia i tzw stylówki warszawskiej – gay style (rurki, kolorowe sznurówki i fryzury rodem z pism o panach dla panów)… a czemu tak jest? Bo idiotami i pizdusiami łatwiej się rządzi… Gdyby jakieś 30-50lat temu sytuacja w naszym kraju wyglądała tak jak teraz, ludzie już dawno wyszliby na ulice i przegonili tą hołotę z Wiejskiej.
Podpisuję się obiema rękami pod tym wszystkim co napisał Super i dziękuję bardzo, że ktoś miał wreszcie jaja żeby powiedzieć jak jest… Prawie jak Kolonko :)
Przedmówcy wszystko wyrazili. Świetny tekst, nic dodać nic ująć a co najważniejsze oparty na obszernym doświadczeniu . ;)
Mam propozycję byś w takich sytuacjach pokusił się o komentarz w formie filmu (coś w deseń vloga), była by to o wiele atrakcyjniejsza forma przekazu, bo okraszona Twoim jak że charakterystycznym typem ekspresji.
A przyjemnie by się oglądało przy kawce. :D
Pozdrawiam
Ten text mógłby trafić do mediów, może by ludziom rozjaśnił kilka spraw, no albo Paweł by miał prokuratora na głowie :P . Super text..podpisuje się pod tym. Bravo
Hmm na Orla Perc to bym nie poszedl, ale pol roku temu szlismy z naszym czterolatkiem na Snowdon, wybierac trase Rhyd Dhu, najbardziej stroma, ale oferujaca najpiekniejsze widoki. Oczywiscie gory Walii to nie Tatry. Do szczytu oczywiscie nie dotarlismy – trzeba wiedziec, kiedy zrezygnowac. Oczywiscie przygotowani bylismy ‚jak cholera': mapa topo, kompas, foretrex, ciuchy, jedzenie, woda, noze, kuchenka mod 04, przenosny shelter i bog wie co jeszcze. No i wazna czescia ekwipunku bylo nosidelko trekkingowe – znacie to: cos jak polaczenie plecaka wyprawowego (dolna komora) z siedzonkiem dla Malca (gora). Jasiu byl zachwycony, widzial ‚duze gory’ po raz pierwszy w zyciu, dowiedzial die co to gran i dzielnie uczestniczyl w wiekszosci marszu (a czasami go nioslem). Zrobilismy jakies 8km tam i z powrotem, wertykalnie jakies 800m. Z punktu widzenia dziecka przygoda byla niesamowita. Na noc w lesie juz teraz moglbym go zabrac, bo wiem, ze by mu sie spodobalo. Noza co prawda jeszcze bym Jasiowi do rak nie dal, ale z exotaca to juz samodzielnie iskry krzesal :) Pozdrowienia i dzieki za ciekawy artykul.
Bardzo to wszystko ciekawe. A co Pan zrobi albo jak Pan sie zachowa jak okaze sie, ze Panski syn jest gejem?
Pozdrowienia
Magolin
A co to ma wspólnego z wychowaniem ? Można być wychowanym gejem?
Obawiam się, że ma dużo z wychowaniem wspólnego.
U podstaw homoseksualizmu u mężczyzn leży brak zainteresowania lub odrzucenie przez ojca w dzieciństwie, co skutkuje ukierunkowaniem, w dorosłym życiu, nie na kobiety, a na mężczyzn właśnie. Lekarstwem na to jest po prostu poświęcony dziecku czas.
Bo homoseksualizm to nie tylko wkurwiająca i nachalna pedalska propaganda z piórkiem przy dupie na jakiejś tam paradzie w kolejnym polskim mieście- to dramat braku normalnej więzi z ojcem w dzieciństwie.
Oczywiście mnie jako męża jednej kobiety(!) i ojca szóstki dzieci wkurwia bardzo ta jebana propaganda.
A tak bliżej tematu: u mnie pięciolatek pod moim nadzorem morą struga łyżki (bardziej próbuje niż struga), bez nadzoru może używać najwyżej vicka z blokadą ostrza. Natomiast najstarszy jedenastolatek swoją morcię ma już rok. Pięcio-, siedmio-, i jedenastolatek mają i używają swoje toporki. Z tego grona wyłamała się jedyna dziewięcioletnia córcia która po kilku kiepskich scyzorykach w końcu kupiła sobie nowego vicka, nie przejawiając natomiast zainteresowania toporkami.
Pięciolatek z powodzeniem rozpala ogień zapałkami w miejscu wyznaczonym, czasami próbując go wynosić poza owo miejsce, co skutkuje sankcjami w postaci zakazu rozpalanie w miejscu wyznaczonym na jakiś czas. Starsi synowie pojęli zasady i z powodzeniem rozpalają zapałkami i krzesiwem tylko w miejscu wyznaczonym. Córcia nie przejawia zainteresowania rozpalaniem, natomiast rozpalonym ogniem już tak.
Z najstarszym na ostatniej nocce w lesie byłem w lutym; poprzednio: grudzień, październik z trójką najstarszych synów; o ciepłych miesiącach nie będę pisał bo miejsca zabraknie. Natomiast w noc kupalną jeździmy w las na „spanie pod gwiazdami” już w pięć osób, bo córcia lubi świetliki szukać.
Jeszcze nie napisałem o dwóch najmłodszych: jeden ma dwa, a drugi jest w drodze, więc dla nich później przyjdzie czas na mory i topory.
Pewnie ktoś zapyta: co na to żona? Tak więc odpowiadam: moja żona jest czynną instruktorką w harcerstwie więc temat lasu i toporków jest jej bliższy niż dalszy. Oczywiście zgrzytów jest więcej niż ciszy, no ale cóż- życie.
Pozdrawiam i szczerze życzę odwagi w wychowywaniu waszych synów i córek na ludzi wolnych.
Bo nic nie zastąpi rozmowy ojca z dzieckiem w nocy w lesie pod gwiazdami.
Wojtek.
Bardzo ładnie napisane. Nie wiem dlaczego dopiero teraz zobaczyłem ten wpis.
Pozdrawiam
Gdybym miał swojego bloga to napisałbym to samo ! Bardzo mi się podoba! Pozdr Irek
Sposoby wychowawcze stosuje na swoim 8 letnim synu, z powodzeniem. Od zawsze zabieram go do lasu, na piesze wycieczki, na biwaki.Wspina się na rózne górki ,drzewa ,struga nożem,dokłada do ognia ,śpi w namiocie ,o zgrozo bywa zmęczony, kapie się w jeziorach,bywa umorusany i podrze sobie ubranie ,czasem się zadrapie, nabije siniaka. Ale wtedy obok ma ojca który pocieszy, jak trzeba będzie to zruga, da jeść itd.
Niestety do zobaczenia pod celą Panowie Ojcowie :)
A teraz trzba zaciagnac opinii drugiej strony tzn. dzieciakow heheehhe. Moje jak byly nastolatkami powiedzialy ,tato czasy Tomka S. juz sie dawno skonczyly.hehehehe
Oj nie dodalem ,ze mam czteroletniego wnuczka i corka barczo czeka kiedy Julek z dziadkiem pojada na wakacje ,, a jak ,, .
Świetny tekst, świetne podejście! Brawo, dziękuję!
Normalnie balsam na mój łeb. :) Harcerze pozdrawiają!
Bardzo fajnie napisany artykuł/felieton. Sam mam dwóch 3,5 letnich synów którzy są bardzo ciekawi świata a przy okazji trafił im się Tata instalator GSM – jestem – ogólnie rzecz biorąc – alpinistą (nie tylko przemysłowym). Poza tym mieszkamy na warszawskim Ursynowie pod drogą podejścia samolotów lądujących na Okęciu. Więc w związku z tym zabawy linowe i wizyty fotograficzne wraz z lokalną społecznością spotterów są na porządku dziennym. Poza tym wędrówki po Lesie Kabackim połączone z grillem lub ogniskiem, oraz wizyty u moich Teściów na Lubelszczyźnie, w prawdziwym gospodarstwie rolnym gdzie są żywe zwierzęta którym trzeba poświęcać uwagę. Jak patrzę na przestrzeni niespełna tych czterech lat jak rozwijają się moje chłopaki to czasem nie wiem już w co ręce włożyć – tyle rzeczy chcieliby poznać. Ale za to w porównaniu z „miejskimi” rówieśnikami moi potrafią ułożyć i rozpalić ognisko, wiedzą że ogień to nie zabawa, wiedzą że to nie wysokość zabija tylko upadek z niej – ale można się asekurować liną. Powoli uczymy się węzłów stosowanych w alpinizmie. Ostatnio padło pytanie: Tato – kiedy pojedziemy w góry spać w namiocie? Krzewienie tych zainteresowań powoli przynosi skutki, ja sam od szkoły podstawowej byłem harcerzem, potem była krótka przygoda ze środowiskiem ASG – a od 21 lat góry i alpinizm. Cóż, jakoś wyrosłem na ludzi, choć moje otoczenie było – oględnie mówiąc – takie sobie. Konkludując: warto zainteresować dzieci od najmłodszych lat czymś więcej niż konsola PSP, komputer i kablówka. To zaprocentuje. Myślę że dość szybko :-)
Pozdrawiam ekipę Survivaltech i resztę zapaleńców.
Dzięki za fajny tekst. Moi rodzice co prawda nie parali się sztuką przetrwania, wtedy były inne czasy, ale mama zależała go harcerstwa, a tata uwielbiał turystykę, zatem od dziecka łazili ze mną i z bratem po górach (i górkach). Braciszek postawił pierwsze kroki w Karkonoszach.Uczyli nas co zabrać na wycieczkę, pokazywali jak czytać mapę, razem szykowaliśmy prowiant, notowaliśmy w specjalnych księgach w schroniskach górskich gdzie się wybieramy (ciekawe, czy ten zwyczaj jeszcze istnieje). Generalnie zaszczepili nam bakcyla i nauczyli podstaw starej dobrej turystyki krajoznawczej. Miło to wspominam, a teraz sama wprowadzam mojego synka w świat natury, na razie jest za mały na wielkie wyprawy (niespełna 2 latka), ale już kocha wędrówki po lesie, włażenie na drzewa i przekąski pod chmurką. Nie mogę się doczekać aż wprowadzę go w wodny świat żeglarstwa. Mam nadzieję, że przekaże mu miłość i szacunek do przyrody, nauczę jak w niej funkcjonować w bezpieczny i ciekawy sposób. Pozdrawiam!
Fajnie napisane :) Sami z mężem poznaliśmy się dzięki ASG i wszelkim militarnym zainteresowaniom. Oboje aktywnie działamy w Strzelcu i mam nadzieję, że nasz 2,5 letni syn też będzie podzielał nasze zainteresowania, ale wiem, że wiele zależy od nas. Młody od 4 miesiąca życia jest przyzwyczajany do podróży, zwiedzania, spania, jedzenia, przewijania w polowych warunkach, wychodzenia z domu niezależnie od pogody. Nie raz wybrudził się tak, że zastanawiałam się czy brud go nie zabije, ale może dzięki temu mimo, że jest wcześniakiem bardzo rzadko choruje i nie ma żadnych alergii. Jego najlepszym pluszakiem jest nasz kundlowaty owczarek niemiecki, z którym potrafią jeść na spółkę parówki i chrupki. Dla nie jednego pewnie jesteśmy złymi rodzicami bo nie trzymamy dziecka pod kloszem w sejfie, ale każdy wychowuje na swój sposób :)
Świetny artykuł. Można by się na jego podstawie podeprzeć podczas wykładu o wychowaniu.
Masz w pełni rację. Ostatnio wróciłem po 20 latach do rodzinnego miasteczka, w którym skakałem po drzewach, łowiłem ryby, także na lodzie i w nocy (za zgodą rodziców), chodziłem na „rabol” z namiotu. I stwierdzam, że miałem super dzieciństwo. Jasne, jako dziecko zazdrościłem kolegom, że mają pegasusy, game boye i inne duperele. Ale teraz widzę, że lepiej było się utaplać w błotku :-)
Jak teraz widzę tę zbiorową histerię na punkcie dzieci, to mi po prostu maluchów żal. Robi się z nich takie pi*dy, które nic nie umieją i nic nie zrobią, bo wszystkiego się boją, albo zawsze robili za nich rodzice. A starzy kiedyś trafią do piachu i co wtedy? No i inny aspekt: jak taka pi*da ma w dorosłym życiu odnieść sukces zawodowy?
KPK !!! Podpisuje się pod tym artem czterema kończynami, nic dodać nic ująć, brawo :D
Zgadzam się z tekstem. w stu procentach.
Czytając coraz bardziej się uśmiechałam i przyznawałam rację, jednocześnie smucąc się gdzieś tam – jak niewielu ludzi to rozumie, albo „szuka dziury w całym”.
Sama staram się wychować synów właśnie w podobny sposób, z dwunastolatkiem się udaje, ale szesnastolatek jakoś nie specjalnie ceni sobie spędzanie czasu w lesie etc. Niemniej jednak umie filtrować wode i rozpalić ogień (choć nie jestem pewna czy młodszy nie zrobiłby tego szybciej) :)
Wszyscy moi rówieśnicy tęsknią za swoim dzieciństwem – a ja się pytam to dlaczego swoim własnym dzieciom tego zabraniają robić co oni sami uwielbiali ?
Nie pojmuję tego.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za ten tekst.
Każdy rozumie jak chce. Bardzo interesujący wpis. Świetny pomysł z tymi Waszymi wyprawami. Powodzenia! ;)
1 Trackback