10 km to nie test. 15 też nie. Co za problem przejść 15 km.
-Taaaa jasne.
Pomyślał super plując tytoniem na ziemię.
Oczywiście waleni hejterzy sami to pisząc mówią że właśnie idą 50 kilometrów testując jakieś tam gówno które nie ma wspólnego z niczym.
I Ci sami waleni hejterzy chcą żebym to ja udowodnił że przeszedłem 100 czy tam 200 km Ale oni już nic nie muszą.
Nie dziwi Was fakt że pojawiają się opisy typu..test na 50, 60 km czy tam nawet na 10…ale są zupełnie bez zdjęć ?
Nosz kurka..nie wmówicie mi że dziś jest jakikolwiek problem ze zrobieniem jakiegokolwiek zdjęcia.
Więc jak ktoś pisze że idzie ileś tam kilometrów i testuje jakiś tam sprzęt i nie ma z tego zdjęć to na bank pisze to do Was spod kołdry w domu żeby Mama nie widziała.
-Ja Wam zrobię test -szepnął pod nosem wujek Paweł wybierając w telefonie numer.
Był piątek. Godzina 15. Dla normalnych ludzi nawet późno jak na decyzję co robimy w weekend. Dla normalnych. Ale wujek nie jest normalny. Gość do którego właśnie dzwonił tym bardziej nie był.
-hej
-strzała
-jest pomysł, idziemy jutro 50 km.
-OK. Ale tak żebym zdążył rano na siódmą , bo żona zleciła jakieś zadania
-dobra to 40. Będzie bezpieczniej.
-Ok.
-wojna czy po cywilu?
-po cywilu.
-To strzała, do jutra.
Typowy gryps samców alfa. Co, gdzie i jak. Pewnie gdyby padło info o wojnie to trzeba by ustalić ilość amunicji do dźwigania. Tutaj słowo „cywil” oznacza że bez klamki i gratów partyzanckich.
Czy padło dużo stwierdzeń dotyczących trasy marszu, tego co zabrać, kiedy iść itp.
Nie. Dlaczego?
Bo to jest jak oddychanie. Taki marsz to żaden problem techniczny. Problemem jest znaleźć na niego czas.
Dlatego najczęściej dzieje się to w nocy. Gdy małe siusiaki hejterów grzeją się pod kołderką w hipopotamy, pod ich oknem właśnie wyrusza ekspedycja celem „zdrowotnego ” przejścia ileś tam dziesiątek kilometrów.
Rano jak hejtuś wstanie to na pewno napisze że 15 kilometrów to nie test. Tak bo hejtuś z założenia wie ile trzeba przejść na „test”. Na pewno lepiej będzie zrobić 60 kilometrów. A 100 to było by najlepiej. A już zupełnym dowodem byłaby obecność telewizji. Ale nie tej złej. Tej dobrej.
-a która to dobra?
#$%^%$#$ pomyślał wujek super
Mam ich w jelicie grubym.
A żeby sobie odpocząć od hejtusiów, wykonał właśnie ten telefon.
O nie…..to nie miałby test. No bo niby czego?
Co można przetestować na dystansie 40 km ?
A no chyba że siebie. Swoją motywację. Silną wolę, hart ducha…co za pierdolnie
albo masz jajka, albo tylko o tym piszesz.
Przejście 40 km to sport, zabawa. Ale chwale się tym bo chcę żebyście kiedyś przyjechali do mnie i wtedy Wam opowiem jak to jest.
Chapter 2.
Idziemy-warknął w kierunku starych helikonów.
Helikonom aż języki opadły. Gdzie? Na ten mróz? Przecież my Mojave. Że niby pustynne.
Przecież jest -15? Gdzie chcesz iść w pustynnych butach?
Idziemy bo to jedyna gwarancja że będzie mi dziś wygodnie.
Ale dlaczego, po co, że się nie da, że zły wybór, ale dlaczego nie w multicamie…
-stul buzię
-idziemy, bo tak. Koniec marudzenia.
Do torby zapakował jakieś pierdoły związane z jedzeniem, kubek i wodę. Żadnych wodotrysków. Marsz to marsz. Za to wsadził do kieszeni dodatkowe rękawiczki arktyczne.
Na drogę zabrał też dwa noże. Po co mi dwa noże. Noże to kwintesencja mojego życia. Marzyłem o nożach gdy miałem 12 lat. Dziś mam ich dużo. Mogę zabierać gdzie chcę.
Kto zabroni ?
Hejter?
Fuck you.
Wiesz dlaczego pies liże sobie jajka ?
Bo może
Dlatego ja zabieram dwa noże.
I nic nikomu do tego.
22.00. Michał jest już na dole. Koszulka którą kupiła żona w szmatexie jeszcze nie wyschła. Ale to oryginalne merino. Termometr wskazuje -15. sprawdzimy o co tyle szału z tą bielizną. Koszulka wyschnie w marszu ;-) Na szczęście to tylko przy kołnierzyku. Jakoś przeżyję. Na podkoszulkę wchodzi merino i na to Buffalo. Myśli krążyły gdzieś przy Level 7 z Helikona, ale to kurtka postojowa, a złożenia marszu mówiły o marszu. Nie będzie ogniska, siedzenia i ty podobnych. Dziś tylko marsz.
Startujemy z samego centrum miasta. Sobie tylko znanymi skrótami wychodzimy na szlak jurajski. Ten będzie nas prowadził aż do Mstowa. W sumie w dupie mamy gdzie dojdziemy. Plan jest taki żeby zrobić 40 km. Nie doszukujemy się tutaj żadnego przesłania, żadnych emocji. To jak sport, jak praca. W sumie jak oddychanie. Przejście 40 km nie jest niczym strasznym czy szczególnym. Ale piszemy o tym. Żeby pokazać jak żyjemy.
Mitomani internetu nie zakumają.
Z drugiej strony inni Ninja internetu już rozgrzewają i smaruje palce, aby rankiem, gdy tylko wrzucimy ten tekst, napisać coś równie błyskotliwego i nas interesującego jak śnieg który rozdeptywaliśmy po drodze. Rozgrzejcie dłonie nie tą maścią. Użyjcie tej od hemoroidów.
I to czy w tym zdaniu nie ma za wielu przecinków też nas nie interesuje. Mądry czytelnik zrozumie, głupi napisze że jest ich tam za dużo.
Jest za dużo?
Pierwsze kilometry zawsze są najtrudniejsze. Mimo tego ile chodzisz i biegasz trzeba trochę przyzwyczaić organizm do tego że musi iść. Więcej tutaj działa mózg niż same mięśnie. Przecież to właśnie mózg wszystkim kieruje. O dziwo nawet informacje ile masz przejść jest przez mózg sprawdzana i zapisywana. Wszystko to co miałeś w założeniach może nie być dobrze przyjęte. Stąd najlepiej czasem się nie przygotowywać na 40 ale podejść na lekko. Zrobimy 40 albo i więcej. Tyle ile trzeba.
Przygotowanie się na równy dystans jest czasem strzałem w kolano. Każdy biegacz o tym wie. Jak masz zrobić 20 kilometrów i nagle po przejściu czy przebiegnięciu tego dystansu dowiesz się że zostało jeszcze 10. Wtedy mózg się broni i wszystko wariuje.
No a osobna sprawa to specyfika takiego marszu. Zimno, noc, inny nieznany teren.
Chapter 3
Po dyszce, ciało rozgrzane. No może nie do końca bo zaczęło wiać. Jak jest -14 i dojdzie do tego wiatr 20km/h to odczuwalna jest gdzieś rzędu -28!
Dużo. Rękawiczki to mus. Czapka wełniana okazuje się totalnym błędem. Zawsze chadzam w polartecu a tutaj mnie coś naszło na takiego starocia. Jest cieplejsza. Ale przewiew przez nią jak przez siatkę. US Army wiedziało co robić zmieniając czapkę. Kolejna lekcja. Tego nie ma w internecie.
Ale rozwiązanie też jest proste. Cyk, i kaptur Buffalo na głowę.
Fak. Teraz znów za gorąco. Nie ogarniesz.
Chapter 4.
Noc. Idziemy bez latarek. Po co. Gimby (nic obraźliwego) pewnie szły by z włączonymi latarkami. Nam nie potrzebne. Nie że nie mamy. Po prostu czekają na swój czas. Jest widno od śniegu.
Wiat sypie po oczach. Rozmawiamy o czasach jakieś 15 lat wstecz. Wtedy nie było Buffalo i latarek czołowych. Nie było tak łatwo dostępnych. Pamiętam jak wchodziliśmy na Babią w 96 roku jakoś. Spodnie moro, bluza moro, sweter wełniany robiony przez Babcię. Czapka i rękawiczki. Szalik był dla słabych. Może dlatego dziś moje nerki same mówią i skrzypią przy jakimkolwiek ruchu. Ale co zrobić. Nie było szpeju i tyle. Dziś możesz zamówić cokolwiek zapragniesz przez neta nawet w tej chwili.
Chapter 5
Przerwa. Pękło 20 kilometrów. Idzie się świetnie. Szybko i raźnie. Noc. Sobota. Nikogo w lesie i na drogach. W międzyczasie zmieniliśmy trasę. Okazało się że wcześniejsza zaprowadziłaby nas gdzieś w zadupie. Niby nic szczególnego ale trzeba by później po tej czterdziestce wracać z tego zadupia też na nogach.
Na pit-stopie łyk herbaty z termosu i kawałek kabanosa. W marszu kilka razy przegryźliśmy czekoladę. Ale ta była tak zmarznięta że jej ostrymi kantami można by ciąć papier.
-palimy ognicho?
-łeeee bez sensu. Czas nam spadnie
-Ok. To marzniemy bez ogniska.
To pomarzliśmy z dziesięć minut przegryzając małe co nieco. Wtedy helikony zajęczały. No fakt, przecież były już mokre, a temperatura nie rozpieszczała. To już ponad cztery godziny w marszu. Człowiek wytwarza ciepło na dwa sposoby; pracą i jedzeniem. Jedzenie już było, czas na marsz. I tak rozwiązałem problem marznących stóp w pustynnych butach Helikona.
Chapter 6
Po trzydziestym kilometrze już ciało nie reaguje tak samo. Zmęczenie nas dopada. Noc nie przespana. Wiem że hejter nie zrozumie. Nie było czasu na kawę, w termosie tylko herbata, cukierki z kofeiną z MRE już dawno przestały działać. Ratuje nas świt. Sen ulatuje gdzieś daleko.
Podejście pod byle jaką górkę powoduje zmianę ułożenia stóp i dopada nas ból. Nie jakiś straszny, kto biega ten wie jak wygląda marsz po długim treningu. Tutaj tak samo. Idziesz jak robot. Ale…to dopiero po 30 kilometrze. Czyli jak na starych dziadków z dwójką dzieciaków nie jest źle. Ja wiem…ludzie biegają maratony, maszerują miliony kilometrów. Wiem to. I oni są zajebiści. Ale my też jesteśmy ;-)
Chapter 7
Śnieg zamarza na wąsach. Jest zimny poranek. Niedziela. Godzina szósta. Zbliża się najgorsza chwila dla każdego piechura. Najgorszy moment. Nie. Nie jest to zmęczenie, o nie. To chwila, w której nawet Supermen musi się zatrzymać. Batman wtedy już nie daje rady. Każdy kto biega, wspina się, czy przemierza bezkresy lasu zna ten moment.
Białka oczu robią się dziwne, gęsia skóra pojawia się na nogach i barkach. Po krzyżu spływa kropla zimnego potu. Tak to ta chwila. Już nie wytrzymam. Czas na poranna kupę.
Hyc w las. Koci dołek ciężko zrobić gdy ziemia jest zmarznięta. Najgorzej wystawić zad na takie zimnisko. Tyłek spocony a tutaj zimno. To nie czas na hartowanie ciała. Zresztą. Na to już za późno. Moje nerki już dawno przestały funkcjonować zgodnie z zaleceniami. Powód? Brak dostępności odpowiedniego sprzętu wtedy gdy był dostępny. W sumie chodzi o to że częściej spało się na pałatce niż na karimacie, bo tej drugiej po prostu nie było.
Więc kucam tak nad skromnym dołkiem i rozmyślam nad sytuacją. W tej chwil nasz miły hejter, mrucząc pod nosem przekręca się na drugi bok w ciepłym łóżeczku. Nie zdziwiłbym się gdy ssał sobie przez sen kciuka. Ja robię swoją robotę. Dziękuję też w myślach Hamiltonowi. Special Six jest na tyle długa że zakrywa mi nery podczas spotkania z przyrodą. Dobrze że gacie mają kieszenie na łydkach. noszę tam chusteczki higieniczne. gdy temperatura jest powyżej 0 to zabieram jeszcze takie dla niemowlaków. Mokre. Dziś by nie dały rady. podcieranie się bryłą lodu nie należy do przyjemności. Nie że się nie da. Ale nie jest to przyjemne. Dlatego dziś na sucho ;-)
Spoglądam na GPS. Właśnie pękło 40 km. W lesie pod miastem. W sumie to nawet już w mieście.
Teraz trzeba tylko dojść do chałupy.
Chwilkę na rozgrzanie zatrzymanych mięśni i znów w trasie.
Epilog
Czy taki marsz jest czymś niesamowitym ? Dla jednego jest dla drugiego nie. My w ten sam dzień musieliśmy normalnie funkcjonować i to najważniejsze. Taki marsz to nasze życie.
Nie skupiasz się nad problemem. Nie dywagujesz, nie rozwiązujesz. Idziesz do przodu.
Pod sypiący śnieg, z wiatrem, pod wiatr. Jak jest zimno i jak jest ciepło. Nic nas nie zatrzyma.
A na pewno nie Ty ..hejterze.
63 komentarzy
pięknie, szacunek ;) juz wiadomo na co poszedł pencott ;)
Pełen szacun. Pozdrowienia.
.. i do zobaczenia na trasie bądź szkoleniu
Do zobaczenia
Super, super fun!! :-) Brawo!
Powiedz to moim nerkom ;-)
Uuuu fajnie w cieple popatrzeć jak innym jest źle ;) Jak się sprawdził softie w marszu?
Michał nie narzekał. Średnio się nadaje ale po pierwsze on się wcale nie poci, a po drugie jego softie już dawno minęły lata świetności ;-)
Najs one :)
Paweł… młodzież ma inne zajęcia niż spacery po lesie, harcerstwa już prawie nie ma, pttk w szkołach już nie działa tak prężnie i masowo jak dawniej. Młodzież nie wie co to spacer nocny po lesie, tzn. wie, widziała w tv. Kiedy zeszłej zimy powiedziałem w szkole, że poszedłem na nogach do domu – nie jakoś specjalnie daleko, bo tylko 14 km – to patrzyli jak na wariata. I nie dlatego, że śnieg padał a ktoś poszedł na spacer – tylko dlatego, że czuli się mądrzejsi bo oni wpadli na pomysł siedzenia przed kompem i hejtowania a inny nie ;)
Zdrowia życzę Wam w tej Częstochowie, żeby wiele kilometrów jeszcze pękło ;)
Pozdro
I my też pozdrawiamy !
Napiszesz coś o tym pencocie? Custom własnej roboty? To nie hejterzy, ale Ty Super sprawiasz, że mój dzieciak jak tylko dorośnie zostanie harcerzem i wiem, że gdy uda mi się wykaraskać z trudnej sytuacji będę wiedział komu dziękować za rady, które opisujesz na blogu i filmach na YT.
To kieszeń do chesta. A za dobre rady przyjmujemy kwiaty, czekoladki a najchętniej czeki Narodowego Banku Polskiego ;-)
>Tutaj słowo „cywil” oznacza że bez klamki i gratów partyzanckich.
To ciekawe, opowiedz nam o tym :D
ale co chcesz wiedzieć więcej. Czasem idziemy „na robotę” i zabieramy w cholerę żelastwa.
Bardzo dobry wpis. Nie zrozumie go osoba dla której 5 km to granica możliwości. Na waszym marszu 120 km było zajebiście. Ten klimat i pogaduchy. Fajne przeżycie. Choć dałem radę tylko przejść połowę. Wiele się na nim nauczyłem i poznałem zajebistych ludzi.Mogłem podziwiać piękną florę Jury a po marszu schodzić ze schodów jak dziewczynka z Egzorcysty:P.
Mam też pytanie jak buffalo dało radę w tym zakresie temperatur?
Na postojach zajmowaliście się w jakikolwiek sposób stopami(zmiana skarpetek, masaż itd)?
Wiesz różni są ludzie. Wpadaj do nas na następną imprezę ;-)
aha..dopóki zasuwaliśmy buffalo dawało radę świetnie. Na postoju już średnio. Ale dlatego że nic nie miałem więcej ;-)
żadnych zmian skarpet, żadnych postojów na dłużej.
Jesteście taką dobrą kroplą w tym brudnym zbiorniku internetowych śmieci, naprawdę pełne uznanie i nie zwalniajcie tempa. Super jesteś od dawna moim guru czy to w kwestiach SEALs czy survivalu, DZIĘKI! Ale swoją drogą, gdzie buff na twarz? ;>
Buff na szyi ;-)
No to było super,Super;P
Jeszcze niech kołderkowscy pomyślą,że dróg mieliśmy w tamtych czasach ciut mniej,i ścieżki były tylko w wojskowej topografii uwzględnione,bo GPS-em to dopiero NASA się bawiło;P
i fajne kurtki do testów,np.wędkarskie anoraki,co po zdjęciu z garba,wylaniu potu ze środka,nie dały się założyć,bo plajzdik zamarzł;P
Pozdrawiam wszystkich hejterów,niech się ciepło trzymają,w pełni tego słowa znaczenia;P
A twardzieli nie pozdrawiam,bo nie mają czasu na czułości;PP
Jojek z Lublina
;-)
Hejt hejterom!
Świetnie się czytało. Motywująco. Nie korciło Cię ubrać „brudnego bałwanka” (Schneetarn)?
nie…słabo by oddychał ;-)
hehe… smieszny ten tekst w pensym sensie : )
taki niby powazny gosc a piszesz o lebuniach przed PCetami z zalem choby ci ktorys na wycieraczke nasral…
fajnie tak na weekend se polazic takie 40km, ale niektorzy dziennie laza po kilkanascie km i to nie po rownym w lesie przy miescie tylko daleko od miasta i caly czas pod gore albo z gory i sie az tak tym nie szczyca i nie uzalaja.
fajne i ciekawe teksty masz ale ten to troche z dupy, sorry, wyrazam tylko swoje zdanie : )
Chodzą listonosze, leśnicy, straż leśna, przewodnicy – reszta się wozi, ewentualnie krótkie spacerki/patrole. Dobry tekst, tak samo dobry jak taki obrazek: zderzenie kolesia robiącego jogging z objuczoną przesyłkami listonoszką na osiedlowym trakcie. Jedni robią to dla przyjemności inni nie mają wyboru, a Super ze swoim dzielnym kompanem znaleźli złoty środek z jednej strony rozrywka z drugiej obowiązek by pokazać gimbazie i innym trollą gdzie ich miejsce.
Są jeszcze ludzie w tym kraju i tym necie potrafiąc wnieść coś wartościowego do naszego postrzegania kultury fizycznej jednym z nich jest Super. Tak trzymać – Zdrowia życzę!!!
Pokaż Ty co to łażą dziennie te kilometry daleko od miasta i jeszcze cały czas pod górkę. Rano idą do pracy albo do dzieci. Niech się ujawnią. Niech napiszą to na swoim blogu.
Takie moje zdanie.
Oni raczej nie prowadzą bloga i nie wrzucają fotek :)
Świetny tekst.
Przy okazji dla osób, którzy lubią chodzić w nocy i chcą połączyć to z wiarą – zapraszam na Ekstremalną Drogę Krzyżową (www.edk.org.pl). Noc, ponad 40 km, samotność.
Szacunek :-)
Lubię Wasze wyprawy, sprzęt, stronę i w ogóle. Jesteście goście!
;-)
Genialnie. I jak tu was nie lubić? Żeby nie powiedzieć kochać :) :) :) Pełen szacunek dla Survivaltech. Powodzenia Panowie.
Kochać? Tylko Kobiety ;-)
Super trip :-))) Nocna przebieżka jest ok. Fajnie opisana i fajne fotki. Ktoś kto maszeruje tylko przed kompem w ciepełku nigdy tego nie zrozumie.
Zmotywowałem się żeby się ruszyć. Dzięki :-)))
Pozdrawiam
I na pohybel hejtom :-p
Na pohybel!
Ładnie Wam musieli się ponaprzykrzać nienawistnicy :) Bardzo dobry tekst, nie mówiąc o „imprezie”. Przed kolejnym wyjściem proponuję toast krasnoludów z Mahakanu: „Za pomyślność dobrej sprawy, na pohybel sku…m”.
pozdr.
Toast jest zawsze ;-)
Stare powiedzenie mówi „nie wchodź w dyskusję z idiotą, bo będziesz musiał się zniżyć do jego poziomu, a wtedy on cię pokona doświadczeniem”. Każdy ma swoje pasje w życiu, dla jednych to klikanie na kompie a dla innych bieganie nocą po lesie. Heiter żyje z tego, że łapie ego rozmówcy w pułapkę „muszę udowodnić jemu/sobie że X” lub „jestem lepszy bo robię/umiem/mam X” – hejter nie jest zainteresowany rozwojem samego siebie a jedynie dewaluacją innych, ocenia swoją wartość poprzez porównywanie się z innymi, więc jak inni są „gorsi” (w jego mniemaniu) to on staje się „lepszy” (też w jego mniemaniu). Trza robić swoje w życiu i tyle :D
I tak robimy !
Zapierdalać nocą to jest coś pięknego. Jak komuś nie pasuje wpis, zamiast pisać głupoty lepiej niech nic nie pisze. Jak już ktoś musi…..to polecam maść na ból dupy.
Tak trzymać Panowie !!!
nie no jak komus sie nie podoba wpis to niech lepiej nie pisza ta? LOL
pewnie, lepiej niech beda same dupolizackie wpisy… to ma sens : D
No bo właśnie Twój wpis był typowo hejterski. Nie mam nic przeciwko konstruktywnej krytyce. Ale to nie była krytyka. To właśnie hejt.
Taki typowy przykład; łeee tyle ludzi chodzi dziennie i jeszcze pod górkę. No gdzie? Kto? Kiedy?
Daj przykład.
akurat u mnie w robocie sie duzo i daleko dziennie chodzi i to po roznych upadach itp.
ale mi nie chodzilo o to kto gdzie tylko ze ten tekst jest takim zaleniem sie ze „my” walimy
po 40km i jestemy fajni a „oni” siedza przed kompami i sa be bo nie laza a jeszcze komentuja… przeciez chyba te teksty sa wlasnie miedzy innymi dla takich ludzi pisane, bo ci co sie szlajaja po lasach to nie musza tego czytac bo to znaja…
zreszta mniejsza z tym, nie pisze tego w zlych intencjach, zeby nie bylo : )
aaa to musiałeś źle odebrać nasz wpis. My pijemy do tych „innych”. Tych którzy mają z nami na pieńku.
Oni wiedzą i czytają ;-)
A sami nie mamy nic do tych co chodzą po 5,10,15 czy 60 km.
Ale są tacy co nie chodzą a się mądrują ;-)
Peace!
tacy zawsze wszedzie byli sa i beda…
pozdrowka z przed kompa i pifka : )
też pozdrawiamy
miałem to samo co marisz
znaczy się ?
fajny spacer.mozesz isc to wstajesz,dzwonisz,umawiasz się i idziesz.robilem jakiś ze dwa miecy temu zrobiłem sobie spacer z Piaskow do Stegny plaza.dziki,straz graniczna,rybakow tylko spotkałem.a rano pierwszym autobusem do domu.nawet kierowca się usmiechnal jak mnie zobaczyl – dzień wcześniej jechałem z nim ostatnim kursem.Super Twoja latarka na fotach to fred czy fuel ? a kumpla ? – z góry dzięki za odp i pozdrawiam.
Oba to FRED
Kto ma robić te kilometry to robi, ale nie zawsze jest czas i chęć by to publikować ;)
My ostatnio w weekendy przeszliśmy góry Sowie, Bystrzyckie i Karkonosze.
Kilka zdjęć z wypadu do tych ostatnich u nas na blogu:
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.555104694596662.1073741832.381425785297888&type=1
bez gps się nie liczy ;-) ;-)
Brawo, Panowie! Dobra akcja – taka esencja survivalowego (czy jak to tam nazwać) sposobu życia. Trening, doskonalenie się, bycie w formie, gotowość, a nie koniecznie jakiś tam „survival-event” czy odświętna celebracja obowiązkowo połączona z epickim scenariuszem. To mi się podoba!!
Ale, jedno „ale”!
Otóż głównymi bohaterami tekstu nie jesteście ani Wy, ani surowa mroźna noc, ani przyroda Jury, ani sprzęt, ale – owi godni pożałowania HEJTERZY. Sorry, ale czy oni na to zasługują?
Po pierwsze: hejt to nie krytyka (rozumiana jako spór, polemika, dyskusja) – hejt jest na ogół dyletancki i „bezinteresowny”. Hejterzy są nie tylko anonimowi; oni także w pewnym sensie są „niematerialni” – istnieją tylko poprzez swoje nieprzemyślane wpisy. Po prostu nie ma do kogo gadać. Pamiętacie dyskusję na fejsie o grotach z blachy? – facet wykasował konto, „zdematerializował się”, i zostały tylko Wasze odpowiedzi, rzucane jakby grochem o ścianę. „Gadał dziad do obrazu.”
Po drugie: nie musicie nic nikomu udowadniać. Jesteście profesjonialistami. Jesteście „publiczni”, to i gadają o Was – normalna sprawa. „Taki mamy klimat.”
„Haters gonna hate.” Nie przejmujcie się tym i róbcie swoje, nie zwracając na nich uwagi – to odbierzecie im jedyny warunek istnienia – uwagę właśnie. Czy sportowcy też konsultują się z kibicami (i pseudokibicami) w kwestiach treningu i taktyki? Albo gadają z „kanapowymi ekspertami” i tłumaczą się ze swojej roboty?
Róbcie robotę, tak jak zresztą robicie! Wszystkiego dobrego!
No trochę w tym racji jest ;-)
Kiedy planujecie jakąś impreze?
W ten weekend Stalker i tropienie ;-)
Jaką tabaczką teraz się raczycie? :)
starym czarnym Gawith Apricot ;-)
Super marsz, byle tak dalej!
Będzie niedługo i dla zainteresowanych ;-)
respekt chłopaki !
Pozdrawiamy!
Hejterzy to survivalowcy-kanapowcy, w lasach ich rzadko widać…na szczęście. Sam dużo chodzą po lesie i w temacie „nieodpowiednich” butów na zimę to w tym sezonie testuję overbuty z demobilu – mogę to polecić. Zamontowałem je „na stałe” (przyklejone) i jak dla mnie to rewelacyjny wynalazek, który z butów przemakających, zbyt cienkich itp robi świetne buty do lasu.