Na przekór Hejterom

Data dodania: 28 stycznia 2014   |  Ilość komentarzy: 63   |  Kategorie: Survival

10 km to nie test. 15 też nie. Co za problem przejść 15 km.

-Taaaa jasne.

 Pomyślał super plując tytoniem na ziemię.

Oczywiście waleni hejterzy sami to pisząc mówią że właśnie idą 50 kilometrów testując jakieś tam gówno które nie ma wspólnego z niczym.

I Ci sami waleni hejterzy chcą żebym to ja udowodnił że przeszedłem 100 czy tam 200 km Ale oni już nic nie muszą.

Nie dziwi Was fakt że pojawiają się opisy typu..test na 50, 60 km czy tam nawet na 10…ale są zupełnie bez zdjęć ?

Nosz kurka..nie wmówicie mi że dziś jest jakikolwiek problem ze zrobieniem jakiegokolwiek zdjęcia.

Więc jak ktoś pisze że idzie ileś tam kilometrów i testuje jakiś tam sprzęt i nie ma z tego zdjęć to na bank pisze to do Was spod kołdry w domu żeby Mama nie widziała.

-Ja Wam zrobię test -szepnął pod nosem wujek Paweł wybierając w telefonie numer.

Był piątek. Godzina 15. Dla normalnych ludzi nawet późno jak na decyzję co robimy w weekend. Dla normalnych. Ale wujek nie jest normalny. Gość do którego właśnie dzwonił tym bardziej nie był.

-hej

-strzała

-jest pomysł, idziemy jutro 50 km.

-OK. Ale tak żebym zdążył rano na siódmą , bo żona zleciła jakieś zadania

-dobra to 40. Będzie bezpieczniej.

-Ok.

-wojna czy po cywilu?

-po cywilu.

-To strzała, do jutra.

Typowy gryps samców alfa. Co, gdzie i jak. Pewnie gdyby padło info o wojnie to trzeba by ustalić ilość amunicji do dźwigania. Tutaj słowo „cywil” oznacza że bez klamki i gratów partyzanckich.

Czy padło dużo stwierdzeń dotyczących trasy marszu, tego co zabrać, kiedy iść itp.

Nie. Dlaczego?

Bo to jest jak oddychanie. Taki marsz to żaden problem techniczny. Problemem jest znaleźć na niego czas.

Dlatego najczęściej dzieje się to w nocy. Gdy małe siusiaki hejterów grzeją się pod kołderką w hipopotamy, pod ich oknem właśnie wyrusza ekspedycja celem „zdrowotnego ” przejścia ileś tam dziesiątek kilometrów.

Rano jak hejtuś wstanie to na pewno napisze że 15 kilometrów to nie test. Tak bo hejtuś z założenia wie ile trzeba przejść na „test”. Na pewno lepiej będzie zrobić 60 kilometrów. A 100 to było by najlepiej. A już zupełnym dowodem byłaby obecność telewizji. Ale nie tej złej. Tej dobrej.

-a która to dobra?

#$%^%$#$ pomyślał wujek super

Mam ich w jelicie grubym.

A żeby sobie odpocząć od hejtusiów, wykonał właśnie ten telefon.

O nie…..to nie miałby test. No bo niby czego?

Co można przetestować na dystansie 40 km ?

A no chyba że siebie. Swoją motywację. Silną wolę, hart ducha…co za pierdolnie

albo masz jajka, albo tylko o tym piszesz.

Przejście 40 km to sport, zabawa. Ale chwale się tym bo chcę żebyście kiedyś przyjechali do mnie i wtedy Wam opowiem jak to jest.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Chapter 2.

Idziemy-warknął w kierunku starych helikonów.

Helikonom aż języki opadły. Gdzie? Na ten mróz? Przecież my Mojave. Że niby pustynne.

Przecież jest -15? Gdzie chcesz iść w pustynnych butach?

Idziemy bo to jedyna gwarancja że będzie mi dziś wygodnie.

Ale dlaczego, po co, że się nie da, że zły wybór, ale dlaczego nie w multicamie…

-stul buzię

-idziemy, bo tak. Koniec marudzenia.

Do torby zapakował jakieś pierdoły związane z jedzeniem, kubek i wodę. Żadnych wodotrysków. Marsz to marsz. Za to wsadził do kieszeni dodatkowe rękawiczki arktyczne.

Na drogę zabrał też dwa noże. Po co mi dwa noże. Noże to kwintesencja mojego życia. Marzyłem o nożach gdy miałem 12 lat. Dziś mam ich dużo. Mogę zabierać gdzie chcę.

Kto zabroni ?

 Hejter?

Fuck you.

 Wiesz dlaczego pies liże sobie jajka ?

Bo może

 Dlatego ja zabieram dwa noże.

I nic nikomu do tego.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

22.00. Michał jest już na dole. Koszulka którą kupiła żona w szmatexie jeszcze nie wyschła. Ale to oryginalne merino. Termometr wskazuje -15. sprawdzimy o co tyle szału z tą bielizną. Koszulka wyschnie w marszu ;-) Na szczęście to tylko przy kołnierzyku. Jakoś przeżyję. Na podkoszulkę wchodzi merino i na to Buffalo. Myśli krążyły gdzieś przy Level 7 z Helikona, ale to kurtka postojowa, a złożenia marszu mówiły o marszu. Nie będzie ogniska, siedzenia i ty podobnych. Dziś tylko marsz.

Startujemy z samego centrum miasta. Sobie tylko znanymi skrótami wychodzimy na szlak jurajski. Ten będzie nas prowadził aż do Mstowa. W sumie w dupie mamy gdzie dojdziemy. Plan jest taki żeby zrobić 40 km. Nie doszukujemy się tutaj żadnego przesłania, żadnych emocji. To jak sport, jak praca. W sumie jak oddychanie. Przejście 40 km nie jest niczym strasznym czy szczególnym. Ale piszemy o tym. Żeby pokazać jak żyjemy.

Mitomani internetu nie zakumają.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Z drugiej strony inni Ninja internetu już rozgrzewają i smaruje palce, aby rankiem, gdy tylko wrzucimy ten tekst, napisać coś równie błyskotliwego i nas interesującego jak śnieg który rozdeptywaliśmy po drodze. Rozgrzejcie dłonie nie tą maścią. Użyjcie tej od hemoroidów.

I to czy w tym zdaniu nie ma za wielu przecinków też nas nie interesuje. Mądry czytelnik zrozumie, głupi napisze że jest ich tam za dużo.

Jest za dużo?

Pierwsze kilometry zawsze są najtrudniejsze. Mimo tego ile chodzisz i biegasz trzeba trochę przyzwyczaić organizm do tego że musi iść. Więcej tutaj działa mózg niż same mięśnie. Przecież to właśnie mózg wszystkim kieruje. O dziwo nawet informacje ile masz przejść jest przez mózg sprawdzana i zapisywana. Wszystko to co miałeś w założeniach może nie być dobrze przyjęte. Stąd najlepiej czasem się nie przygotowywać na 40 ale podejść na lekko. Zrobimy 40 albo i więcej. Tyle ile trzeba.

Przygotowanie się na równy dystans jest czasem strzałem w kolano. Każdy biegacz o tym wie. Jak masz zrobić 20 kilometrów i nagle po przejściu czy przebiegnięciu tego dystansu dowiesz się że zostało jeszcze 10. Wtedy mózg się broni i wszystko wariuje.

No a osobna sprawa to specyfika takiego marszu. Zimno, noc, inny nieznany teren.

Chapter 3

Po dyszce, ciało rozgrzane. No może nie do końca bo zaczęło wiać. Jak jest -14 i dojdzie do tego wiatr 20km/h to odczuwalna jest gdzieś rzędu -28!

Dużo. Rękawiczki to mus. Czapka wełniana okazuje się totalnym błędem. Zawsze chadzam w polartecu a tutaj mnie coś naszło na takiego starocia. Jest cieplejsza. Ale przewiew przez nią jak przez siatkę. US Army wiedziało co robić zmieniając czapkę. Kolejna lekcja. Tego nie ma w internecie.

Ale rozwiązanie też jest proste. Cyk, i kaptur Buffalo na głowę.

Fak. Teraz znów za gorąco. Nie ogarniesz.

 OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Chapter 4.

Noc. Idziemy bez latarek. Po co. Gimby (nic obraźliwego) pewnie szły by z włączonymi latarkami. Nam nie potrzebne. Nie że nie mamy. Po prostu czekają na swój czas. Jest widno od śniegu.

Wiat sypie po oczach. Rozmawiamy o czasach jakieś 15 lat wstecz. Wtedy nie było Buffalo i latarek czołowych. Nie było tak łatwo dostępnych. Pamiętam jak wchodziliśmy na Babią w 96 roku jakoś. Spodnie moro, bluza moro, sweter wełniany robiony przez Babcię. Czapka i rękawiczki. Szalik był dla słabych. Może dlatego dziś moje nerki same mówią i skrzypią przy jakimkolwiek ruchu. Ale co zrobić. Nie było szpeju i tyle. Dziś możesz zamówić cokolwiek zapragniesz przez neta nawet w tej chwili.

 OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Chapter 5

Przerwa. Pękło 20 kilometrów. Idzie się świetnie. Szybko i raźnie. Noc. Sobota. Nikogo w lesie i na drogach. W międzyczasie zmieniliśmy trasę. Okazało się że wcześniejsza zaprowadziłaby nas gdzieś w zadupie. Niby nic szczególnego ale trzeba by później po tej czterdziestce wracać z tego zadupia też na nogach.

Na pit-stopie łyk herbaty z termosu i kawałek kabanosa. W marszu kilka razy przegryźliśmy czekoladę. Ale ta była tak zmarznięta że jej ostrymi kantami można by ciąć papier.

-palimy ognicho?

-łeeee bez sensu. Czas nam spadnie

-Ok. To marzniemy bez ogniska.

To pomarzliśmy z dziesięć minut przegryzając małe co nieco. Wtedy helikony zajęczały. No fakt, przecież były już mokre, a temperatura nie rozpieszczała. To już ponad cztery godziny w marszu. Człowiek wytwarza ciepło na dwa sposoby; pracą i jedzeniem. Jedzenie już było, czas na marsz. I tak rozwiązałem problem marznących stóp w pustynnych butach Helikona.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Chapter 6

Po trzydziestym kilometrze już ciało nie reaguje tak samo. Zmęczenie nas dopada. Noc nie przespana. Wiem że hejter nie zrozumie. Nie było czasu na kawę, w termosie tylko herbata, cukierki z kofeiną z MRE już dawno przestały działać. Ratuje nas świt. Sen ulatuje gdzieś daleko.

Podejście pod byle jaką górkę powoduje zmianę ułożenia stóp i dopada nas ból. Nie jakiś straszny, kto biega ten wie jak wygląda marsz po długim treningu. Tutaj tak samo. Idziesz jak robot. Ale…to dopiero po 30 kilometrze. Czyli jak na starych dziadków z dwójką dzieciaków nie jest źle. Ja wiem…ludzie biegają maratony, maszerują miliony kilometrów. Wiem to. I oni są zajebiści. Ale my też jesteśmy ;-)

Chapter 7

Śnieg zamarza na wąsach. Jest zimny poranek. Niedziela. Godzina szósta. Zbliża się najgorsza chwila dla każdego piechura. Najgorszy moment. Nie. Nie jest to zmęczenie, o nie. To chwila, w której nawet Supermen musi się zatrzymać. Batman wtedy już nie daje rady. Każdy kto biega, wspina się, czy przemierza bezkresy lasu zna ten moment.

Białka oczu robią się dziwne, gęsia skóra pojawia się na nogach i barkach. Po krzyżu spływa kropla zimnego potu. Tak to ta chwila. Już nie wytrzymam. Czas na poranna kupę.

Hyc w las. Koci dołek ciężko zrobić gdy ziemia jest zmarznięta. Najgorzej wystawić zad na takie zimnisko. Tyłek spocony a tutaj zimno. To nie czas na hartowanie ciała. Zresztą. Na to już za późno. Moje nerki już dawno przestały funkcjonować zgodnie z zaleceniami. Powód? Brak dostępności odpowiedniego sprzętu wtedy gdy był dostępny. W sumie chodzi o to że częściej spało się na pałatce niż na karimacie, bo tej drugiej po prostu nie było.

Więc kucam tak nad skromnym dołkiem i rozmyślam nad sytuacją. W tej chwil nasz miły hejter, mrucząc pod nosem przekręca się na drugi bok w ciepłym łóżeczku. Nie zdziwiłbym się gdy ssał sobie przez sen kciuka. Ja robię swoją robotę. Dziękuję też w myślach Hamiltonowi. Special Six jest na tyle długa że zakrywa mi nery podczas spotkania z przyrodą. Dobrze że gacie mają kieszenie na łydkach. noszę tam chusteczki higieniczne. gdy temperatura jest powyżej 0 to zabieram jeszcze takie dla niemowlaków. Mokre. Dziś by nie dały rady. podcieranie się bryłą lodu nie należy do przyjemności. Nie że się nie da. Ale nie jest to przyjemne. Dlatego dziś na sucho ;-)

Spoglądam na GPS. Właśnie pękło 40 km. W lesie pod miastem. W sumie to nawet już w mieście.

Teraz trzeba tylko dojść do chałupy.

Chwilkę na rozgrzanie zatrzymanych mięśni i znów w trasie.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Epilog

Czy taki marsz jest czymś niesamowitym ? Dla jednego jest dla drugiego nie. My w ten sam dzień musieliśmy normalnie funkcjonować i to najważniejsze. Taki marsz to nasze życie.

Nie skupiasz się nad problemem. Nie dywagujesz, nie rozwiązujesz. Idziesz do przodu.

Pod sypiący śnieg, z wiatrem, pod wiatr. Jak jest zimno i jak jest ciepło. Nic nas nie zatrzyma.

A na pewno nie Ty ..hejterze.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA