Survival w dziczy

Data dodania: 01 marca 2011   |  Ilość komentarzy: 7   |  Kategorie: Survival, Szkolenie

Od jakiegoś czasu wraz z naszym bardzo dobrym kolegą przygotowujemy wyjazd w Ukraińskie Karpaty. Impreza ta ma pozwolić oderwać się od cywilizacji na kilka dni i sprawdzić się w bardzo ciężkich , czasem wręcz ekstremalnych warunkach.

Prowadzimy szkolenia survivalowe na Jurze i czasem brak nam jest takiej możliwości żeby poczuć się samotnie. Podświadomie każdy wie, że godzinę, dwie marszu od obozu znajdzie jakąś wioskę.

Z punktu widzenia szkolenia podstawowego jest to dobre. Nie ma znaczenia gdzie jesteś . Musisz nauczyć się podstaw survivalu. A one są takie same niezależnie czy kilometr dalej znajdują się zabudowania. Przecież możesz mieć złamaną nogę i nie uda Ci się tam dotrzeć.

Ale samemu trzeba się rozwijać i powiększać swoje doświadczenia. Jazda off-road sama nie ma za wiele wspólnego z survivalem. Po skończeniu niedzielnej przejażdżki w błocie i nawet po wyrwaniu samochodu z wtopy jedziemy przecież do domu gdzie jest ciepło i sucho. Ale gdy już trzeba zostać na noc w terenie a najbliższe ślady cywilizacji są kilkadziesiąt kilometrów dalej sprawa zaczyna się komplikować.

Przygotowując wyjazd staraliśmy się tak opracować plan aby muc przeżyć przygodę, nauczyć sie pracy w zespole oraz zdobyć nowe doświadczenia.

Sam wyjazd od technicznej (samochodowej) strony przygotowuje bardzo dobra sprawdzona firma zajmująca się off-roadem od kilku lat. Zwiedzili już całą Europę, trochę Azji i Afryki. Samochody są profesjonalnie przygotowane do takich wypadów.

Uwaga

Wiadomość z ostatniej chwili

Z przyczyn rodzinnych z wyjazdu zrezygnowały dwie osoby i szukamy chętnych na ich miejsce – z racji czasu cena jest bardzo niska !!

Cena była: 2500zł

Cena jest: 1800 zł !

W koszt wyjazdu są wliczone;

-zwiedzanie Lwowa

-trzydniowy ciężki off-raod w karpatach

– w praktyce będziemy wycinać sobie całą drogę, przez którą jadą samochody gdyż najprawdopodobniej będziemy pierwszą ekipą po zimie, która przemierzy tę trasę :)

-trzy noclegi w terenie w trudnych warunkach zimowo-wiosennych

-praca narzędziami tnącymi, siekiera i piła spalinową oraz inne.

-nauka współpracy grupowej w rozwiązywaniu problemów „w drodze”

Po za tym mnóstwo widoków, zabawy oraz dobrego humoru. Na bieżąco będzie można nauczyć się wiele technik i survivalowych i off roadowych.

Impreza jest przeznaczona dla wszystkich. Niezależnie od wieku i doświadczenia. Zapraszamy także kobiety. Wymagane posiadanie 18 lat, paszport i ubranie na sobie ;-)

Resztę sprzętu możemy wypożyczyć za friko !(możemy zapewnić śpiwory, namioty, osobisty sprzęt survivalowy)

Koszt wyjazdu dla osoby to 1800 zł było 2500zł !

W cenie wyjazdu:

– wyżywienie na okres wyprawy

– jeden nocleg w hotelu ( dla doładowania sprzętu nagrywającego :) )

– oczywiście resztę nocy bytujemy w terenie ekstremalnie odosobnionym

– miejscówka w samochodzie terenowym

wyjazd 6 -11 kwietnia.

Trasa łącznie liczy 2300 km.

Trasa:  (Twoje miejsce zamieszkania) – Wawa – Przemyśl – Lwów – Kamieniec Podolski – Chocim – Kołomyja – [ Góry Karpaty :)] – Przełęcz Legionów – Ust Czarna- Użgorod

Istotny jest czas to proszę zainteresowanych o szybki kontakt. W wyprawie bierze udział 5 samochodów.

Poniżej przedstawiam relację naszego kolegi Olka który był na

takiej wyprawie rok wcześniej.

Nasza będzie bardziej ekstremalna gdyż będziemy pierwszymi osobami które po zimie będą się starać przejechać tamtymi terenami.

Stałem z plecakiem w umówionym miejscu czekając na organizatorów. No i przyjechali, dwa Nissany Patrole w nowszej budzie robionej bodaj od 1996 roku i jeden Land Rover Discovery I. Wszystkie mocno przerobione i przygotowane na najtrudniejsze warunki. Ja osobiście średnio się znam na terenówkach, ale tak na szybko można było zaobserwować, że wszystkie wyposażone są w bagażniki dachowe, wyciągarki elektryczne, snorkele. Poza tym samochody były podniesione o co najmniej pięć cali, a może i więcej, no i oczywiście posiadały opony typu AT. Jest to skrót od All Terain, czyli na każdy teren. Każdy z nich poobklejany był naklejkami z różnych rajdów i wypraw terenowych nie tylko w Polsce, ale też za granicą.
Po krótkiej wizycie na stacji benzynowej i zapoznaniu się z uczestnikami wyprawy można było ruszać ku przygodzie.
Pierwszym etapem podróży był Lwów. Przez długie lata Lwów był częścią Rzeczpospolitej aż do 1939 kiedy zajęli go Sowieci. W 1991 roku stał się częścią niepodległej Ukrainy. Spędziliśmy w tym pięknym mieście zaledwie jeden dzień, ponieważ mieliśmy bardzo napięty grafik. Na szczęście udało nam się zwiedzić najważniejsze miejsca na mapie Lwowa. Byliśmy m.in. na cmentarzu Orląt Lwowskich, młodych Polaków poległych w 1918 roku w obronie miasta. Odwiedziliśmy także katedrę Łacińską i Teatr Wielki. Jeszcze tylko parę zdjęć przy kolumnie Adama Mickiewicza na Starym Rynku i mogliśmy  udać  się do regionalnej ukraińskiej karczmy położonej w bocznej uliczce odchodzącej od rynku. Nie będąc pewnym co mam zamówić, bo menu było oczywiście napisane w języku ukraińskim poradziłem się Saszy – Ukraińca mieszkającego od dawna w Polce, który także uczestniczył w wyprawie. Nie żałuję, bo wszystko było pyszne i co ważne – tanie!
Czas nas gonił, więc wyruszyliśmy w dalszą drogę. Muszę powiedzieć, że Lwów mnie zachwycił, poczułem się jak bym znalazł się w jakimś dużym, polskim mieście z okresu międzywojennego.  Doskonale zachowana architektura budynków, małe uliczki tętniące życiem, gdzie pan z harmonią przygrywa jakieś regionalne melodie, a na straganach rozbrzmiewają odgłosy targujących się ludzi. To wszystko buduje niesamowity klimat, który ciężko przelać do Worda. Trzeba tam po prostu pojechać,  chociaż raz.
Następnym etapem podróży był słynny zamek w Chocimiu. Jednak zanim tam dotarliśmy  mieliśmy okazję oglądać zza okien samochodów oblicze prawdziwej Ukraińskiej wsi. Miało się wrażenia jak by czas tam zatrzymał się ze sto lat temu. Drewniane domy pokryte strzechą, takie jak u nas można spotkać chyba tylko w skansenach tam były bardzo częstym widokiem. Po prosu ludzie żyją tam swoim własny rytmem.
Twierdza w Chocimiu usytuowana jest na wysokim, skalistym brzegu Dniestru. Zamek zachował się w bardzo dobrym stanie. Jest to w dużej mierze zasługa francuskich archeologów, którzy przywrócili tej budowli wygląd z czasów świetności.
Od tej chwili zaczęliśmy wjeżdżać dzikie rejony Ukrainy – Karpaty Wschodnie.  Zatrzymaliśmy się na chwilę w jednej ze wsi gdzie mieszka dobra znajoma organizatorów. Podobno poprzednim razem jeden z samochodów –  Isuzu Trooper nie był nawet w stanie tam dojechać. Po przywitaniu się i koniecznym wypiciu pewnej ilości ukraińskiej wódki (pomijając kierowców:D) ruszyliśmy w dalszą drogę. To po czym się poruszaliśmy tak naprawdę ciężko było nazwać drogą.  Kiedy wjeżdżaliśmy  na góry przypominające nasze bieszczadzkie Połoniny to trzeba przyznać, że momentami zapierało dech w piersiach. Był koniec  maja, ale szczyty cały czas pokrywał śnieg. W dalszej części naszej podróży droga była na tyle ciężka, że trzeba było częściowo spuścić powietrze z kół, aby miały lepszą przyczepność.
Kiedy zjeżdżając ze wzniesień zagłębialiśmy się w lasy, droga w dosłownym znaczeniu tego słowa właściwie już nie istniała. To co kiedyś nią było zostało rozmyte przez liczne strumienie i przykryte zwałami kamieni.  Często zdarzało się, że trzeba było jechać korytem rzeki, bo nie było innego przejazdu. W takich sytuacjach trzeba zachować szczególną ostrożność. Co prawda nie grozi nam wtedy zakopanie się, ale za to można bardzo łatwo uszkodzić podwozie i progi samochodu. Należy wybrać odpowiednią technikę jazdy i odpowiednio mijać lub najeżdżać na większe głazy.
W Turystyce Off –Road podoba mi się to, że postój można robić w niemal dowolnie wybranym miejscu. Tak też było i tym razem. Miejsca na biwak wybieraliśmy zazwyczaj przy strumieniach lub małych rzeczkach, gdzie próżno szukać oznak ludzkiego bytowania.
Przejeżdżalismy przez miejsce gdzie Legiony Polskie pod dowództwem Piłsudskiego toczyły krwawe walki z armią Rosyjską. Po tych zdarzeniach pozostały liczne fortyfikacje ziemne i pamiątkowa tablica.
Dalsza droga to nieustanna walka z terenem. Niemal powszechne stało się wzajemne  wyciąganie pojazdów za pomocą lin statycznych lub kinetycznych w zależności od sytuacji. W pewnym momencie wszystkie trzy samochody utknęły w błocie jeden obok drugiego. Najbliższe sensowne drzewo, do którego można było dowiązać linkę holowniczą znajdowało się w odległości większej niż wynosiła długość linki wyciągarki elektrycznej. Trzeba było łączyć ze sobą wszystko co był dostępne. Bardzo przydatnymi narzędziami okazały się siekera i piła spalinowa, ponieważ powalone drzewa często zagradzały nam drogę. Jak się okazało byliśmy pierwszą ekipą,  która po zimie zapuściła się w te tereny.
W końcu po wielu trudach pokonaliśmy Przełęcz Legionów.  Wreszcie można było rozbić obóz i zjeść kolację.
Teraz okazało się, że skrzynie przykryte plandeką na dachach samochodów to namioty dachowe skonstruowane specjalnie na tego typu wyprawy. Muszę przyznać, że te specjalnie skonstruowane namioty zrobiły na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Rozkładanie i składanie ich zajmuje dosłownie dwie minuty. Wewnątrz jest bardzo przestronnie i przytulnie, a co najważniejsze nie musimy się bać, że jakiś nieproszony gość wpełznie nam do śpiwora. Namioty dachowe szczególnie dobrze sprawdzają się na wyprawach do Afryki, gdzie zagrożenie ze strony dzikich zwierząt jest bardzo realne.
Zatrzymywanie się  na nocleg nieopodal strumyków oprócz przyjemnego szumu wody ma jeszcze jedną praktyczną zaletę, można w łatwy i szybki sposób opłukać samochód z błota.
Po tygodniu takich wojaży po bezdrożach trzeba było niestety wracać do domu. Wiadomo wszystko co piękne kiedyś się kończy.
Szczerze zachęcam do odwiedzenia Karpat Ukraińskich, nie ważne samochodem czy na piechotę. Warto.
[nggallery id=2]