Janusze Survivalu – podsumowanie akcji

Data dodania: 17 czerwca 2016   |  Ilość komentarzy: 19   |  Kategorie: Survival, Szkolenie

Zawsze gdy zaczynasz coś robić powinieneś sobie odpowiedzieć na jedno podstawowe pytanie: Po co? Odpowiedź na to pytanie definiuje czy to co chcesz zrobić ma w ogóle sens. Takie też pytanie zadaliśmy sobie rozpoczynając akcję „Janusze Survivalu”.

Po co? Czemu ma to służyć?

Więc po kolei. Po pierwsze po to żeby pokazać Wam na czym się znamy, po drugie żeby pokazać, że można poradzić sobie praktycznie bez niczego w naszym klimacie no i po trzecie, żeby zrobić ciekawe doświadczenie. Niech Was nie zwiedzie fakt, że poszliśmy do lasu w klimacie rodem z komedii czasów PRL. To maskowanie. Kluczem było wyruszenie w teren bez żadnego niesamowitego wyposażenia. Coś na wzór przygody w lesie gdy jesteście kompletnie do tego nieprzygotowani. Założenie było takie aby wybrać się do lasu na te mityczne 72 godziny w odzieży w której nie chcielibyście się tam znaleźć. My wybraliśmy garnitury. Nie chodzimy w nich na co dzień, nie czujemy się w nich dobrze no i one same nie są dopasowane do użycia w takim miejscu. Wybierając taką odzież chcieliśmy pokazać na czym polega piramida przetrwania. Jeśli ją pamiętacie to sprzęt znajduje się na samym czubeczku. W tym także odzież. I to jaka ona jest, oraz to co ze sobą mamy nie ma nic wspólnego z tym czy przeżyjemy w terenie czy nie. Ma natomiast znaczenia jak przeżyjemy. Gdybyśmy wybrali się do lasu, w odzieży w której zawsze chodzimy, w sprawdzonych spodniach, butach, kurtkach to nasza przygoda byłaby trudna tylko z powodu braku żywności. Ale czulibyśmy się wygodnie. Natomiast w wypadku wybrania garniturów człowiek nie czuje się zbyt pewnie.

Jak więc wyglądała nasza przygoda?

Pojechaliśmy w czwórkę. Nas dwóch oraz dwóch nowych instruktorów. Od ponad roku szkolimy instruktorów w ramach International Outdoor Federation. Za jakiś czas gdy już będą gotowi, będą prowadzić własne szkoły survivalu pod patronatem IOF lub będą pracować z nami. Już dziś prowadzą zajęcia na naszych szkoleniach. Wszystko po to aby wiedzieć więcej. I nie chodzi nam o techniki. Oni z technik są dobrzy. Chodzi o nauczanie. Bo w każdej szkole jest to najważniejsze. Oprócz programu nauczania liczy się też sam nauczyciel. Wyjazd z nami był swoistym egzaminem. Konrad jest zawodowym strażakiem/płetwonurkiem, Grzegorz pracuje w finansach. Obaj są świetni w tym co robią w życiu prywatnym i bardzo dobrzy w tym czym zajmują się czasie wolnym czyli w survivalu i bushcrafcie.

Zaczynamy w górach. Właściciel pensjonatu, gdzie zostawiliśmy samochody, nie chce nam uwierzyć, że mamy spędzić w górach trzy dni bez niczego. Dopiero jak ubrani w garnitury i meloniki wyruszamy w kierunku szlaku chyba dochodzi do niego że nie żartujemy. No cóż. Nikt nam nie wierzył. Chyba sami nawet nie wierzyliśmy gdy już maszerowaliśmy przez las.

Janusze Survivalu - podsumowanie akcji | szkoła przetrwania Survivaltech Janusze Survivalu - podsumowanie akcji | szkoła przetrwania Survivaltech

 

Jest ciepło, choć specjalnie wybraliśmy jesień. Prognoza mówiła że ma padać i być zimno w nocy. Nie mamy na to wpływu, ale specjalnie wybraliśmy wrzesień bo w lato taki eksperyment byłby bardzo prosty. Po godzinie marszu pod górę spotykamy cieniuteńki strumyk wijący się leniwie przez las. No i pierwszy survivalowy dylemat. Mamy ze sobą trzy butelki szampana i jedną butelkę wina. Ale nie mamy wody. Plan zakłada marsz na szczyt w poszukiwaniu źródeł wody. Po chwili namysłu i dyskusji wypijamy część wina, resztę wylewamy i tak mamy pustą butelkę. Uzupełniamy ją wodą ze strumienia. Dopiero po kilkunastu godzinach mamy się dowiedzieć jaki to był błąd.

Janusze Survivalu - podsumowanie akcji | szkoła przetrwania Survivaltech

 

Wspinamy się dalej. Pogoda sprzyja, jest raczej ciepło. Można maszerować w samej koszuli. Z reszty odzieży robimy tzw. bedrooll czyli zwijamy wszystko razem wiążąc krawatem i nosimy na ramieniu jak torbę. Po trzech godzinach jesteśmy na szczycie. Po drodze ani śladu wody. Wszystkie okoliczne strumienie i źródła wyschnięte. Tego nie przewidzieliśmy. Owszem znamy się na technikach zdobywania wody z otaczającej nas przyrody, ale wiemy też, że są żmudne i nie gwarantują odpowiedniej ilości wody. A my tutaj mamy tez kilka innych problemów jak brak ciepła i pożywienia. Szukamy dalej. Po jakimś czasie przez drzewa majaczy nam jakiś zbiornik wody. Jest! Wiemy że źródło lepsze, ale nie mamy wyboru. Trzeba będzie się przemóc i pić z zalewu. Schodzimy z gór. Klasyka można rzec. Najpierw trzeba się wspinać żeby później zejść w dół. Po drodze robimy krótką przerwę na uzupełnienie kalorii. Otwieramy pierwszą bombonierkę. Mamy ich cztery sztuki po około 350-400g każda. Czyli na trzy dni każdy ma max 400g wytworu czekalodopodobnego na głowę. Niewiele. Otwieramy czekoladki i popijamy szampanem. Szkoda nam wody na razie a i szkoda nam wylać szampana. Po dwa łyczki i dalej w trasę.

Janusze Survivalu - podsumowanie akcji | szkoła przetrwania Survivaltech survival (2) Janusze Survivalu - podsumowanie akcji | szkoła przetrwania Survivaltech Janusze Survivalu - podsumowanie akcji | szkoła przetrwania Survivaltech

 

Dochodzimy do zalewu. Po drodze nie zaleźliśmy żadnej innej wody, a wszystkie cieki wodne były wyschnięte. To już ponad 10h bez wody. Tylko szampan i wino. Jeszcze tego nie czujemy ale pragnienie zaczyna robić swoje. Przypominam że cały czas maszerujemy, że jest ciepło i że jesteśmy na innej wysokości niż zazwyczaj. Wszystkie te rzeczy powodują że 10h bez wody jest odczuwalne.

Stoimy nad zalewem. Nie jest to woda którą chcielibyście wypić. Myślimy. Nawet długo. Nasza lokalizacja jest znana. Mamy cel do którego mamy dotrzeć, ale bez mapy pozostaje nam dokładne rozważanie nad kolejnym krokiem. To klasyka systemu STOP. Po prostu stój i myśl. Ruszamy. Nie ujdziemy 100 metrów jak naszym oczom ukazuje się maluteńki ciek wodny wpływający do zalewu.

Świetnie, tego szukaliśmy. Zaczynamy pobierać wodę do wszystkich butelek, które mamy puste. Po drodze kilka uzbieraliśmy. Dodatkowo dla nas bonus; 5 litrowa butelka znaleziona nad zalewem. Trochę się bojąc, wypijamy po kilka łyków ze źródła. Do dokładnego odmierzania używamy małej butelki, w ten sposób jest sprawiedliwie. Woda smakuje ohydnie.

Tracimy prawie godzinę. Gdy już wszystkie pojemniki są napełnione ruszamy dalej. Po przejściu trzystu metrów natykamy się na nowy ciek wodny. Inny od tego wcześniejszego. Taki idealny. Po przyjrzeniu się okazuje się że to nie ciek. To źródło. Czysta piękna woda jak ta z butelek w markecie. Idealna. Chwila konsternacji. To następna nauka. Zawsze się rozejrzyj. Zobacz czy nie ma czegoś lepszego. A dopiero gdy będziesz pewien -działaj z tym co masz pod ręką.

Janusze Survivalu - podsumowanie akcji | szkoła przetrwania Survivaltech survival (8) Janusze Survivalu - podsumowanie akcji | szkoła przetrwania Survivaltech Janusze Survivalu - podsumowanie akcji | szkoła przetrwania Survivaltech Janusze Survivalu - podsumowanie akcji | szkoła przetrwania Survivaltech

 

Wypijamy duszkiem chyba po trzy małe miarki wody. Około litr na głowę. Chwila zastanowienia i wylewamy z butelki 5 litrów misternie zdobytej wody. Wszystkie butelki napełniamy czyściutką pachnącą wodą ze źródła. Bosko. Woda jest najważniejszym elementem potrzebnym do przetrwania. Reszta nie ma znaczenia. Oprócz zimna ;-)

Wyruszamy wzdłuż wyschniętego zalewu. Metr za metrem , kilometr za kilometrem. Kawał drogi. Po jakimś czasie mijamy rybaka na łódce. Idziemy dalej. Za zakrętem nadal widać zalew, a nas interesuje przedostanie się na drugą stronę. Chwila namysłu i wracamy do rybaka. Czy to jest fair czy nie, nie nam to oceniać. Za dwie, trzy godziny zajdzie słońce i trzeba znaleźć miejsce na nocleg. W zamian za przeprawienie nas na drugą stronę zalewu oferujemy rybakowi butelkę szampana. W chwili gdy to czytacie pewnie się zaśmiejecie a może nawet zdziwicie. Czterech gości w garniturach, melonikach z parasolkami, stoi nad brzegiem zalewu i prosi o transport. Normalnie Anglia XIX wieku. I co? Gość w ogóle niezaskoczony. Na pytanie gdzie płyniemy odpowiedzieliśmy zgodnie z prawdą, że na wesele. A że na drugiej stronie nie ma żywej duszy, żadnych domów itp. to już nikogo nie dziwiło.

survival (12) survival (13) survival (15)

 

Jesteśmy w lesie. Teraz kolejne starcie. Mamy dwie rzeczy do zrobienia. Zdobycie ognia oraz budowa schronienia. W nocy będzie zimno więc obie rzeczy są ważne. Ale ogień ważniejszy. Mamy wszak wodę którą wymagałoby przegotować. No i picie zimnej wody może nas wychładzać. Dzielimy się na dwie ekipy. Łukasz i Grzegorz zbierają materiał na budowę schronienia, ja z Konradem zabieramy się za ognisko.

Ogień.

Jak trudno rozpalić ogień w sytuacji gdy nie masz do tego narzędzi wie tylko ten kto już tego próbował. Książki filmy i opowieści stworzyły mity które są powielane po dziś dzień, jakoby to było proste i niewymagające. Co innego posiadać wiedzę jak rozpalić ogień a co innego wyobrażać sobie. My takową wiedzę posiadaliśmy. Mimo wszystko zbudowanie odpowiedniego, działającego, łuku ogniowego zajęło nam około pięć godzin. Z czym mieliśmy najwięcej trudności? Pierwszy susz który znaleźliśmy okazał się wilgotny w środku. Wydawało nam się że będzie ok. Poświęciliśmy mu godzinę pracy i nic. Z narzędzi mieliśmy tylko składane noże, a one do batonowania się nie nadają więc było trudno. Jako linkę wykorzystaliśmy dwa krawaty. Oba niestety szybko się przetarły. Może gdyby pierwsze drzewo było idealnie suche krawaty dały by radę. Niestety. I tutaj przyszła nam na pomoc bransoleta survivalowa. Moglibyśmy jeszcze korzystać ze sznurówek lub linki robionej z koszuli, ale powiem szczerze szkoda nam było odzieży. Po rozplątaniu mieliśmy ponad dwa metry linki spadochronowej. Teraz nie mogło się nie udać. Rozeszliśmy się w poszukiwaniu drewna odpowiedniego na łuk. Poszukiwania się udały. Niestety z każdą minutą stawaliśmy się coraz słabsi. Nasz organizm przyzwyczajony do karmienia go odpowiednią ilością węglowodanów i tłuszczów nagle został pozbawiony dostaw. Zaczyna zwalniać. Wszystko staje się trudniejsze, wolniejsze. Stąd kolejne próby rozpalenia ognia zaczynają się przeciągać. Próbujemy nawet w dwie osoby. I dopiero ten sposób daje rezultat. Dziwne . W domu udawało się samemu prawie za każdym razem, a tutaj w obcym lesie gdy dochodzi zmęczenie już jest zupełnie inaczej. Znaczy się nie dziwne, my to wiemy, ale myśleliśmy, że będzie łatwiej.

Jak ważny jest ogień wiecie. Gdy już go zdobyliśmy noc stała się przyjemniejsza. Mogliśmy pić herbatę z igieł i ogrzewać się podczas spania. Ogień zmienia wszystko.

survival (16) survival (17) survival (18) survival (19) survival (20)

 

Dzień drugi przeznaczyliśmy na uzupełnianie kalorii. I znów to samo. Wiele mitów narosło o tym co można zjeść a czego nie. Organizm przyzwyczajony do swoich dawek nie zadowoli się byle zielskiem. Nikt jeszcze nie umarł w ciągu 72 godzin od nie jedzenia, ale spadek formy jest zauważalny. Robiłem głodówki kilkudniowe. Wiem że jestem w stanie przemaszerować 100 km bez jedzenia w ciągu doby. Wiem że trzy-cztery dni jestem w stanie działać bez pożywienia. Ale jakość wykonywanych prac i samopoczucie jest dosyć niskie. Jeśli to tylko ćwiczenie i wiem kiedy jest jego zakończenie to nie ma problemu. Sam mózg ustawi sobie czuwanie na kolejną porcję energii. Ale gorzej gdy nie znamy czasu jaki musimy spędzić na głodówce. My na szczęście wiedzieliśmy. Ale co z tego? Spadek formy był zauważalny. Rano zjedliśmy kolejną czekoladkę. Po kilka kalorii na głowę. Podzieliśmy się na dwa zespoły. Jeden kończył prace przy naszym schronieniu, drugi ruszył w poszukiwaniu żywności. Mieliśmy dwa sposoby na zdobycie odpowiedniej ilości kalorii. Niestety żadna ryba nie chciała wpłynąć do naszych pułapek. Może to i dobrze. Druga technika to zbieractwo. Dzikie jabłka, gruszki, orzechy. Trochę tego udało się uzyskać. Do tego mięta i pokrzywa. I na sam koniec …ziemniaki. Ktoś zostawił nad brzegiem zalewu ziemniaki. Może na grilla. Nie wiem, nie zastanawiałem się nawet sekundy. Wszak survival to wykorzystywanie każdej sytuacji. Czy dobrze zrobiliśmy? Dowiesz się niebawem ;-)

Biwakowanie

Budowanie szałasu jest proste. Sięgnij po pierwszą lepsza książkę o survivalu. Obejrzyj film na YT. Wszystkie schronienia wyglądają zajebiście. Dziwne. Budowałem schronienia wiele razy, mnóstwo razy, niezliczoną ilość razy. Ale tylko kilka razy w takich sytuacjach podbramkowych, gdy byłem zmęczony, głody i mokry. A teraz byłem zmęczony. Nasze schronienie nie wyglądało jak z rozkładówki magazynu „Idealny survival”. Wyglądało jak miejscówka meneli. Gdyby lunęło z nieba to nie byłoby za ciekawie. Na szczęście nie padało zbyt intensywnie więc przeżyliśmy. Jak już wspominałem do budowy mieliśmy tylko składane noże. Wszystkie żerdzie do konstrukcji trzeba było łamać lub zostawiać takie jakie były. Na szczęście niedaleko zostały resztki wycinki. Udało się przytachać kilka gałęzi na pokrycie dachu i na łóżka. Pierwsza noc była trudna. Jak spaliście w lesie gdy mży drobny deszczyk, w schronieniu z gałęzi, bez jedzenia w garniturze to wiecie o czym piszę. Spisz godzinkę, może pół i obracasz się na plecy. I tak w kółko. Ognisko ma dwie temperatury; za wysoką i za niską. Jak już usnąłem z gałęzią wrzynającą się w plecy to po jakimś czasie obudziłem się z krzykiem gdyż myślałem że białka oczu mi się zetną. Okazało się że po drugiej stronie chłopaki średnio spali bo było zimno i dorzucili tyle drewna że mnie prawie spaliło. Cóż takie uroki spania przy ognisku.

Drugiego dnia poprawiliśmy nasze schronienie. Dołożyliśmy gałęzi, poprawiliśmy konstrukcję. No i modliliśmy się aby nie spadł deszcz.

survival (21) survival (22) survival (23) survival (24) survival (25) survival (26)

Jedzenie

Jak już wspomniałem, byliśmy wyposażeni w bombonierki. Dlaczego? Bo tak. Bo tak jedziesz do Cioci Krystyny na wesele. Taka ilość dawała około 450-500 kcal na osobę. Na trzy pełne doby biorąc pod uwagę że dziennie potrzeba w normalnym trybie około 2000 a w wypadku pracy fizycznej znacznie więcej to chyba niewiele. Co tam niewiele. To praktycznie nic. Dlatego też drugiego dnia rano zabraliśmy się za zbieractwo. W ruch poszło wszystko co znaliśmy i co było do znalezienia. Niestety teren nie sprzyjał. Żadnego „dobrego zielska”, żadnych kłączy, pałek wodnych itp. Tylko pokrzywa, babka, mięta. Z tego za dużo kalorii nie wyciągniemy. Chcieliśmy złowić jakąś rybę, ale po pierwsze to kłusownictwo a po drugie sprzęt mieliśmy i tak za słaby, a na dobre pułapki za mało czasu.

Zastosowaliśmy technikę której uczymy u nas na szkoleniach; „Nie zdobywaj kalorii, zarządzaj tymi które masz”. Czyli odpoczynek, nie przemęczanie się, racjonalne działanie, zero zbędnych ruchów. Oczywiście ruszyliśmy na poszukiwanie. Znaleźliśmy orzechy, dzikie jabłka, gruszki a na koniec ..niespodzianka ziemniaki. Z jabłek i gruszek zrobiliśmy namiastkę dżemu. Ziemniaki wrzuciliśmy do ogniska. Po kilku godzinach dwóch z nas poznało (przepraszam miało być zesrało) się na tych patentach. Organizm zmęczony, woda nieprzegotowana, owoce byle jakie, ziemniaki ..słowem jeden krzyk niósł się przez las; PAPIERUUUUUUUU.

Napiszę tak. Było trudno dla niektórych ;-)

Wniosek jeden. Oszczędzamy to co mamy w organizmie, zwalniamy, uspokajamy się. Jedzenie byle czego bo szybko, bo tak trzeba, nie przynosi skutku. Na polowanie, zbieranie gotowanie itp., musisz mieć czas i miejsce. W ciągu akcji „Janusze Survivalu” średnio każdy z nas schudł po około 4 kg.

survival (27) survival (28) survival (29) survival (30) survival (31) survival (33) survival (34) survival (35)

 

Sprzęt

Każdy z nas zabrał latarkę oraz nóż składany. Zawsze zabieramy ze sobą nóż i prawie zawsze latarkę. To EDC każdego z nas. W związku z tym dlaczego mielibyśmy nie zabrać tego sprzętu na wesele? Odcinek w którym nie będziemy mieć żadnego sprzętu będziemy kminic już niedługo. Tym razem noże mieliśmy. Ale dopadły nas też ciekawe wnioski. Ja byłem wyposażony w składany nóż bez blokady wykonany ze stali węglowej. Taki dziadkowy scyzor. Miałem nadzieję że znajdę kawałek skały z której będę mógł skrzesać iskrę. Niestety przez całe trzy dni nie znalazłem nic co mogłoby się nadać i wytworzyć choćby maleńką iskrę. Brak blokady także nie pomagał. Przy cięższej pracy nóż się składał i trzeba było uważać na palce.

Łukasz zabrał duży składany nóż z blokadą. Kawał narzędzia. I właśnie przez to jego nóż został zniszczony. Im większe narzędzie trzymamy w dłoniach tym bardziej wierzymy że ono może więcej. Dlatego też do batonowania używaliśmy jego noża. Ale fizyki się nie oszuka nóż Łukasza przestał się blokować od intensywnego napitalania go kawałkiem drzewa w grzbiet.

Najlepszy wybór to noże szwajcarskie. Grzesiek posiadał ze sobą Soldiera z piłką do drewna a Konrad jeden z prostych modeli Victorinoxa z blokowaną głownią. Po pierwsze blokowana głownia jest zawsze najlepszym rozwiązaniem. Najlepszym składanym nożem z głownią blokowaną jest oczywiście…..nóż z głownią stałą ;-) Lecz nie zawsze możesz taki nóż przenosić ze sobą. W małym scyzoryku zbawienna była piłka a w dużym blokowana głownia. Nasze były ok..ale nie do batonowania czy innej ciężkiej pracy.

Dziś na taką wyprawę zabrał bym dużego Victorinoxa z piłką, Swizę z blokowanym ostrzem lub….Leathermana Signala. Dlaczego? Bo miał i krzesiwo i blokowaną głownię i piłkę. A najlepszy byłby nóż typu Full-tang- 10 cm głowni i krzesiwo przy pochewce.

Latarki mieliśmy dla zwiększenia bezpieczeństwa. Gdyby w nocy coś się stało moglibyśmy od razu zareagować. Zresztą w nocy nigdzie się nie ruszaliśmy. Szkoda energii ;-)

survival (46) survival (48) survival (50)

 SAM_3522

Ubranie

Na koniec najciekawsze. To czym się charakteryzował ten wypad. Niekomfortowe, niedopasowane do warunków ubranie. Każdy z nas ubrał się jak na wesele. Spodnie w kant, koszula, marynarka i płaszcz lub kurtka. Do tego dwie parasolki, melonik, cylinder oraz kapelusz. Kompletny odjazd. Powiem Wam, że jak słyszę, że muszę gdzieś iść w gajerze to mnie odrzuca. Mam alergię. Nie czuję się w tym dobrze. Podobnie moi koledzy. Tylko Grzegorz z racji pracy ma inne podejście. I tutaj też nas trochę przeskoczył. Ale o tym za chwilę. Łażenie po górskich szlakach w niskich lakierkach z podeszwą płaską jak stół nie jest wygodne. Co tam. Jest skrajnie niebezpieczne! Ślisko, zero trzymania kostki, zero czegokolwiek. Do spodni w sumie nie ma się co przyczepić. Tylko w nocy było zimnawo w nich. Koszula brudna po trzech minutach. Ciepła nie daje. Najgorsza marynarka. Zakres ruchu w ramionach – 200. Ani zapiąć dobrze, kieszenie do bani. No kompletne katastrofa. No i waga kompletu. Na pierwszy rzut oka wydaje się że zginiemy po 10 minutach. Jednak muszę przyznać że po pierwszym szoku, po pierwszych 12 godzinach zdołałem się przyzwyczaić. Jedyną rzeczą która była najtrudniejsza do zaakceptowania to lakiery. W pozostałym komplecie można maszerować, spać, bytować. Ale buty….ludzie róbcie dobre buty do gajera! I tutaj dochodzimy do Grzegorza. Skubany zna patenty. Z racji że spędzał wiele godzin w garniturze to stosował takie patenty jak outdoorowe skarpety oraz outddorowa bielizna. Kurczę taki stary patent że sam o nim zapomniałem. Moje skarpety do lakierów były takie że mógłbym przez nie oglądać gwiazdy. Przydatne były płaszcze i kurtki. Ja miałem kurtkę Marynarki US. Ciepła jak cholera…ale ciężka. Marzyłem żeby ją wyrzucić bo z racji braku sznurka ciężko było ją transportować. Dopiero zrobienie Bedrolla czyli zwinięcie wszystkiego pozwoliło jako-tako maszerować dalej.

Dodatkowo na wypad zabraliśmy skórzaną teczkę w której nieśliśmy awaryjną apteczkę oraz kamerę i zapasowe baterie. Pasowała do klimatu ale w noszeniu była niewygodna jak cholera.

survival (43) survival (45) survival (47) survival (49)

Podsumowanie-wnioski

Jak się czułem dziś ?

Podczas naszej mikrowyprawy niejednokrotnie miałem jakby poczucie retrospekcji wydarzeń których nie przeżyłem. Wyobraźcie sobie że budzicie się rano i przez ten ułamek sekundy nie wiecie gdzie jesteście. Obracacie głowę na bok. Tli się ognisko. Obok siedzi Andrzej w kaszkiecie i w koszuli. Grzebie patykiem w zębach. Koszula jest uświniona, ręce brudne. Mina świadczy o tym że noc był ciężka. O ścianę szałasu oparty jest STEN. Nocny rajd na Niemców był owocny. Długo ich ścigaliśmy po lesie. Oni boją się wchodzić na nasz teren. Zresztą kto by nas znalazł. Marian z drugiej strony z tetetką za pasem pije z gwinta. Woda ? w butelce po niemieckim szampanie ?

survival (32)

 

Lub

Wracasz z dziorgi (popularna w moich okolicach nazwa kradzieży owoców od sąsiada ;-)) niosąc maliny i jeżyny w kieszeniach marynarki. Zataczasz się po drodze. Jesteś zmęczony jak pies. Nie wiem czy to alkohol, brak snu czy kiepskie odżywianie się. Dochodzisz do waszej mety. Przy ognisku dwóch meneli. To twoi koledzy. Brud na twarzy i zmęczone oczy wskazują że wczoraj widzieli dużo. Jeden leży na posłaniu z gałęzi. Kto kurwa normalny leży na gałęziach? Pod głową pusta butelka. Z tej odległości nie widać czy to alko czy może jakieś inne zabójcze trunki. Zresztą wszyscy wglądają jakby przez całą noc sączyli denaturat przez marynarkę. Drugi najbardziej owłosiony w słowiańskim przykucu wygląda jakby nie żył. Dziwne kuca i nie żyje. A może żyje. Zresztą co to za życie ? w oddali z lasu wychodzi trzeci funfel. Mina świadczy o tym że robił dwójkę i jedynkę a nawet trójkę na raz. Nie wiadomo czy ściągnął spodnie. Mina złowieszcza. Meta.

survival (69)

 

Po co pojechaliśmy do lasu na 72h w garniturach? Ano po to aby pokazać, że żeby przetrwać w przygodnym nieznanym terenie potrzebujesz tylko głowy na karku. Nie potrzeba dorabiania żadnej ideologii, zabierana tony gratów i plecaków ucieczkowych o pojemności 80l, nie potrzebujesz praktycznie nic. Wszystko co będziesz miał ze sobą pozwoli Ci ten czas spędzić łatwiej, wygodniej. Spanie w lesie? Śpimy na tym co daje natura w tym co daje natura. Najtrudniejsze jest zdobywanie pożywienia i na tym trzeba się skupić. Dziś wiemy, że poradzić sobie w lesie możesz tak jak stoisz ubrany właśnie teraz. Nie obciążaj się niepotrzebnym ekwipunkiem. Nie wierz w graty, w marketing, w wątpliwe historie co trzeba zabrać żeby przeżyć 72 h. Dziś jesteśmy silniejsi i mamy więcej doświadczenia. Wraz z wszystkimi marszami na 100km które zrobiliśmy, z każdą nocą spędzoną w lesie i wraz z tym wyjazdem znamy prawdę !

Najważniejszy jest przedmiot o wadze około 1,5 kg który każdy nosi a nie wszyscy z niego korzystają: MÓZG! Wszystko inne jest dodatkiem. Najpierw postaw na wiedzę, naucz się najwięcej jak potrafisz. Później naucz się motywacji. Stawiaj cele i je pokonuj. Ćwicz. Na koniec dobierz odpowiednie wyposażenie. Dobry nóż i sprzęt do rozpalania ognia to rzeczy które przydadzą się najbardziej. Gdy uzupełnisz to o stalowy kubek jesteś już gotowy. I gdy ktoś dziś Ci powie że się nie da…podeślij mu tego linka.

Już dziś możesz zrobić to samo. Wyjdź na jeden dzień z tym co masz teraz ze sobą w kieszeniach. Od razu zobaczysz co jest warte Twoje doświadczenie i szpej.

 

PS. Nie zapomnij kilku metrów sznurka ;-)

PS 2. Przykładowy zestaw przetrwania (ucieczkowy) na 72 h jaki znalazłem w Internecie. Prawda że w kontekście naszej wyprawy poniższa lista wygląda ciut śmiesznie ?

W zestawie ucieczkowym (bug out bag – BOB) obok broni i noży znajduje się sprzęt, który ułatwi przeżycie w terenie przez minimum 72 godziny. Wszystko spakowane jest w plecak typu military o pojemności 120 l: prosty hamak z plecionki; liny o różnej długości (w tym stalówki z karabińczykami); chusta bawełniana; śpiwór; kilka źródeł światła (plus zapas baterii i obowiązkowo latarka z ładowarką ręczną); gogle; systemy mocujące; małe radio z pełnym zakresem fal; hełm i ochraniacze (nałokietniki, nakolanniki); lornetka; bukłak; kompas; gwizdek; plastikowe paski do wiązania; skondensowane racje żywnościowe; system do podgrzewania żywności; pastylki do odkażania wody: krzesiwo magnezowe; apteczka; karty do gry; ołówek; sztyfty mentolowe (działają uspokajająco); flara; taśmy; nożyce do cięcia metalu; system do pozyskiwania soków z drzew; pałatka; maska przeciwgazowa; zapasowe buty; dysk (ze zdjęciami najbliższych i najważniejszymi informacjami).

Na koniec film !

 

survival (7) survival (36) survival (37) survival (38) survival (39) survival (40) survival (41) survival (42) survival (51) survival (52) survival (53) survival (54) survival (55) survival (56) survival (57) survival (58) survival (59) survival (60) survival (61) survival (62) survival (63) survival (64)