Nóż Survivalowy MOD 01 Recenzji ciąg dalszy

Data dodania: 30 lipca 2013   |  Ilość komentarzy: 6   |  Kategorie: Survival, Wyposażenie

Prawie rok temu Kuba opisał swoje przygody podczas użytkowania naszego noża MOD 01.( link do opisu)  Dziś uzupełniamy tą recenzję jego nowymi spostrzeżeniami.

 

„…je$@#! żywica!” – marudziłem pod nosem, sam do siebie. Pies i tak całą uwagę poświęcał bobrom, pluskającym co naście minut przy brzegu, i lisowi podszczekującemu gdzieś w oddali. A może tylko udawał, po prostu miał już dosyć mojego gderania? Odłożyłem nóż, wyczyszczę go później. Pociągnąłem z piersiówki i zadzierając głowę głęboko odetchnąłem. Chmury leniwie ustępowały z nocnego nieba, odsłaniając najpierw Kasjopeję, później konstelację Smoka – tak rzadko mogę ją podziwiać, wszystko przez łunę bijącą od miasta.
Po kolejnym łyku Orzecha przysunąłem klingę pod sam nos. Wyraźna, zawsze świeża woń sosnowej żywicy zmieszana z charakterystycznym zapachem NC-szóstki. Cholera, lubię ten aromat. Dorzuciwszy do ogniska wtargałem się do śpiwora i pogwizdując „Just my Mod.01, doggy, and me…” na melodię z Rio Bravo rozkoszowałem się widokiem bezchmurnego już nieba, przysłaniając pojedyncze gwiazdy czubkiem klingi. Niespiesznie zacząłem zbierać myśli by podsumować ostatnie pół roku…

W poprzednim odcinku.

Przelatuję wzrokiem przez pierwszą część recki i dziwię się jak w ogóle dopatrzyłem się 0.5mm asymetrii okładzin. I ta dziura w jelcu faktycznie niechlujna, nic dziwnego że ją zmienili. Jeżu, to w ogóle mój nóż? Taki brzydki?!
Dotarła do mnie groteskowość całego przedsięwzięcia, próby tak szczegółowego uchwycenia każdego detalu obiektywem. Bez sensu. Kontakt z tym nożem winien być natury macanej. Złapać i pracować!

Okazji by go sprawdzić trochę było. Tydzień w Puszczy Noteckiej, tydzień na Polesiu Lubelskim, 9-dniowa włóczęga przez Izery, Karkonosze i Góry Sowie, kilkadziesiąt godzin pod ziemią, zaawansowane szkolenie u Supera, weekend na szwedzkiej wyspie i kilkadziesiąt jedno/dwudniowych wypadów po bliższej i dalszej okolicy. Sposób w jaki go używałem można z powodzeniem określić jako bushcraft.

IMG_20120813_120206

nóż survivalowy (1)

Konkrety…
…czyli po trochu o wszystkim, w tej samej kolejności co poprzednio.

W pierwszym opisie zabrakło wzmianki nt. masy, która wcześniej nie wydawała mi się tak istotna (a i wiele osób zdaje się nie przykładać do niej dużej, nomen omen, wagi). Wynosi 160g. Uwagę na ten parametr zwróciłem po wzięciu do ręki ESSE-4 – ten jest 50g cięższy, co wystarczy by różnica była bardzo wyraźna tuż po złapaniu. A i nosić to potem trzeba…
Można postawić za to znak równości między Mod-em.01 i F-jedynką (150g). Master Hunter – 180g. BM Rant – 203g. Wniosek prosty, Mod.01 jest lekki, czyli fajnie.

Rękojeść… Ani razu nie miałem odcisków, obtarć ani zastrzeżeń co do wygody i pewności chwytu. No ani razu, pamiętałbym. I wcale nie jestem tak nieczuły i gruboskórny jak rozpowiadają (no przynajmniej nie na rękach).
A zdarza mi się siedzieć z nożem w ręce po kilka godzin dziennie, ot tak, dla zabawy przy ognisku. Dłubałem i skrobałem, łyżki, łopatki, wieszaczki i symbole falliczne, raz nawet koślawą kopię Moda ;-) Pasuje do mojej łapy i nie daje powodów do marudzenia.

Dodatkowe spostrzeżenie – krzywizna brzuszka i podcięć pod palce praktycznie pokrywa się z, tak chwaloną za ergonomię, Paramilitary 2.

nóż survivalowy (5)

nóż survivalowy (12)

Jelec. Owszem, bez niego bushcraftowa dłubanina byłaby nieco wygodniejsza. Podczas precyzjnego strugania odruchowo zmieniam chwyt, przesuwając dłoń jak najbliżej KT, palec wskazujący ląduje wtedy na jelcu. Dałoby się wygodniej, lecz to niewygórowana cena za spokojniejszą pracę.
Bywa przecież, że dłonie są zgrabiałe, co najwyżej połowicznie skore do współpracy. Brutalna pobudka przenikającym zimnem, godzinę przed świtem, z niemożliwym do opanowania drżeniem rąk? Świetna sprawa. A może praca nożem po wielogodzinnym marszu w deszczu, gdy wszytkie zmysły przytłumione są deficytem snu, a w mózgu zapalają się kolejno tylko trzy zaróweczki: ODDYCHANIE, OGIEŃ, ŻARŁO ?
Odrobina komfortu psychicznego, poczucie marginesu bezpieczeństwa to bezcenna sprawa w warunkach, w których najmniejszy detal potrafi bezlitośnie wku#%ć.

nóż survivalowy

Wystającą część tanga za okładkami – przydaje się regularnie, dobra rzecz. Używam „obustronnie”, czasem uderzam nim by coś wbić/rozbić, innym razem naparzam w niego by wbić nóż. Ostatnio ładowałem w powalone piorunem drzewo by odłupać szczapkę przesiąkniętą żywicą.

nóż survivalowy (7) nóż survivalowy (6)

Wycięcie pod krzesiwo. Nie używam, iskry krzeszę grzbietem piłki toola/scyzoryka, w wersji light kawałkiem brzeszczotu, a w ostateczności fragmentem KT.
W nowszych wersjach podobno poprawione (nie korzystałem), w moim First Production Run pełni przede wszystkim funkcje marketingowo – designerskie, niech i tak będzie. Tutaj proszę, focia grupowa, jakby nie patrzeć dodaje im ten element indywidualnego charakterku. Może w przyszłości powstaną inne wersje (neck za chwilę powinien trafić do sprzedaży) od razu będzie widać, że rodzinka.

nóż survivalowy (4)

 

Stal. Nie za twarda, ostrzy się bardzo łatwo i wystarczy jej wykończenie na diamentach grit 600. Po tej gradacji bez problemów goli, ale i rżnie z odpowiednią agresją, pozwala na pracę delikatnymi i precyzyjnymi cięciami. Moim zdaniem nie ma też żadnego sensu jej polerować – spędziwszy kilka godzin kładąc naprawdę ładne lustro na całej powierzchni szlifów szybko się rozczarowałem – agresja cięcia zniknęła, nóż niby bardzo ostry, a jednak jakiś taki mydlany… Nigdy więcej.
Zresztą za ładny był, bezcharakterny

nóż survivalowy (11)

Raz jeden zdarzyło się, że nóż został stępiony do poziomu starego kuchenniaka – ledwo dało się patyczek zastrugać… Bez wywinięć, szczerb, stępiony równomiernie na 3/4 długości. Z lenistwa i ciekawości zdecydowałem się złamać KT microbevelem na ileśtam stopni. Dzięku temu błyskawicznie przywróciłem pełną ostrość, i to przy użyciu tylko jednej diamentowej płytki. Pomimo początkowych obaw stwierdzam, że rezygnacji z „prawdziwego scandi” nawet nie zauważyłem. Feathersticksy skrobie zażarcie i z radością.

nóż survivalowy (13) nóż survivalowy (8)

NC6 w najnowych partiach zmieniono bodajże na 52100, walory użytkowe mają pozostać niezmienione, choć niewykończona część płazów wydaje się gładsza, bardziej ucywilizowana. Dzięki temu nóż wygląda na warty już prawie 70, nie marne 40 złotych! ;P Na tyle wyceniono mój egzemplarz na jakimś ognisku, choć pożyczony zyskał na wartości („Ej, pożycz nóż do kurczaka.” – i po pierwszym cięciu: „Kurwa, przeciąłem talerzyk!  8o”    :P)

Nie miałem ani razu problemu z rdzą, choć zdarzyło się maszerować 4 dni praktycznie non stop w deszczu (a że było ciepło, to po prostu mokłem zamiast pakować się w goretexy), lub przesiadywać po kilka/kilkanaście godzin pod ziemią, gdzie wilgotność powietrza zbliżała się do 100%. Nóż cały czas wisiał na wierzchu na pasku i nie marudził, wystarczyło przetarcie o spodnie po każdym użyciu. Skórzana pochwa Leathermana w tych warunkach ostatecznie zeszmaciła się i skończyła na tym samym wyjeździe żywot.

nóż survivalowy (2)

Pochwiszcze ciągle oceniam na piąteczkę. Przede wszystkim zapewnia wyśmienitą wygodę. Spałem z nim już kupę razy i bardziej upierdliwa potrafi być choćby Zippo w kieszeni, natomiast kydex zawsze jakoś się ułoży. Trzyma wciąż solidnie, choć w tym temacie przydałoby się małe spa. Rzep łapie trochę słabiej, co jest zrozumiałe. Wszystkie szwy na swoim miejscu.
W okresie wypolerowanych szlifów poświęciłem cały odcinek serialu na zabawę „włóż-wyjmij nóż z kydexu”, by sprawdzić czy drobiny piasku wbite w kydex mają destrukcyjny wpływ na krawędź. Wynik eksperymentu: trochę rys w okolicach brzuszka, na wysokości połowy szlifu. Ostrości nie stracił ani ociupinkę, KT nie dotyka pochwy w żadnym miejscu. Fajnie i użytkowo.

 

nóż survivalowy (10) nóż survivalowy (9)

No to może małe podsumowanie?
Najfajniejsza cecha tego noża? Nie irytuje :) Praca nim jest bezstresowa. Kombinacja stali, hartowania, szlifu i grubości zdaje się być, dla mnie (!), optymalną mieszanką – przy niewielkich wymiarach i masie łyka wszystkie stawiane przed nim zadania bez stęknięcia. Owszem, 2mm hidden tangiem też by się dało, ale sprawa analogiczna do jelca – co by się nie działo, spokój ducha jest bezcenny. Wygodnie się go używa, i wygodnie nosi. Jako narzędzie spisuje się smerfastycznie.

A jako kompan? Ten który, spisując za wiele lat myśli, zostanie wspomniany jako Nóż? Ma zadatki. Był ze mną w górach i pod ziemią, na pustyni i na środku morza, powoli nabiera charakteru… Definitywnie stwierdziam, że jeśli go nie stracę to nie kupię innego noża na włóczęgi, koniec kropka  :shades:

Czy zmieniłbym coś w projekcie? Myślałem, kombinowałem, wyszło mi tak: wydłużyć klingę o cal i skrócić o połowę wystający z tyłu fragment tanga. To i tak bardziej z ciekawości, niż faktycznej potrzeby.

Ostatecznie całość uznaję za projekt bardzo przemyślany, bardzo dobrze spełniający moje wymagania.

Tekst i zdjęcia  ; Kuba Woźniak.